Ponad trzydziestu strażaków ratowało życie pracowników Horteksu w Rykach. Jeden robotnik zginął. Dwóch ratowników trafiło do szpitala.
- Większość po kilkugodzinnej obserwacji lekarze zwolnili do domu - mówi Kazimierz Stefanek, rzecznik ryckiej policji.
Jeden strażak i policjant trafili na oddział toksykologiczny szpitala im. Jana Bożego w Lublinie.
- Są na obserwacji. Amoniak może zagrażać życiu do 24 godzin od chwili wchłonięcia przez organizm - mówi dr Hanna Lewandowska-Stanek, ordynator toksykologii.
Kapitan Jerzy Kęska, dowódca zmiany straży pożarnej w Rykach, mówi, że już czuje się dobrze. To on razem z kolegą wchodził do ciasnych pomieszczeń wypełnionych amoniakiem, żeby wynieść, jak się okazało, zwłoki pracownika Horteksu.
- Wyciek amoniaku był tak duży, że niewiele widzieliśmy, w pomieszczeniach utworzyła się gęsta mgła - opowiada. - Żal, że tego człowieka nie uratowaliśmy. On nie miał szans. Kiedy tam weszliśmy, już nie żył.
Po wykryciu rozszczelnienia instalacji wszystkich pracowników, którzy byli akurat w pracy, umieszczono w bezpiecznym miejscu. Do akcji wkroczyli strażacy w gazoszczelnych kombinezonach, którzy zabezpieczyli miejsce, a następnie wentylowali pomieszczenie. W tym czasie policjanci zablokowali drogi dojazdowe do zakładu. Około godz. 21.30 ewakuowani pracownicy mogli opuścić zakład.