Kontrowersyjny aptekarz z Białegostoku wchodzi na Lubelszczyznę. Dlaczego kontrowersyjny? Bo... dopłaca swoim klientom do recept.
- Wymyśliłem to 2 lata temu - mówi Marek Morusiewicz, właściciel aptek w Białymstoku. - Dotyczy to głównie tych, którzy kupują leki onkologiczne albo leki za tzw. 1 grosz. Jeżeli na jakimś wydawanym klientowi leku zarabiam, np. 100 złotych, połowę sumy oddaję temu człowiekowi.
Klient dostaje gotówkę albo może za te pieniądze wykupić inne leki. Jak mówi Morusiewicz największe dopłaty - po 100, 70, 40 złotych - dostają klienci wykupujący leki onkologiczne. Jak to możliwe? Za tego typu medykamenty pacjent w ogóle nie płaci w aptece lub płaci symboliczny ryczałt w wysokości 3,20 zł. Nie oznacza to jednak, że te preparaty w rzeczywistości tyle kosztują. Są warte więcej. Za pacjenta płaci aptece Narodowy Fundusz Zdrowia. Często po kilkaset złotych za lek. Aptekarz kupuje ten lek w hurtowni, gdzie jego cena jest niższa o około 10 procent od refundowanej. Dlaczego? Bo fundusz płacąc za specyfik aptekarzowi uwzględnia jego zysk. - A tymi zarobionymi pieniędzmi dzielę się z pacjentem - tłumaczy aptekarz z Białegostoku.
- Jak to? - dziwi się klient lubelskiej apteki. - Ja nie płacę w aptece tylko mnie płacą. Dobre to. Pewnie, że bym tam poszedł. Choruję na nadciśnienie i ciągle muszę leki kupować.
Morusiewicz dodaje, że swoim nietypowym systemem promocji chce uderzyć w układ korupcyjny lekarsko-aptekarski. - Lekarz wypisując receptę, podpowiada nieraz pacjentowi, w jakiej aptece może ją zrealizować. A potem aptekarz dzieli się zyskiem z lekarzem - mówi. - Ja dzielę się z chorym.
Aptekarz naraził się kolegom po fachu w swoim regionie, którzy nawet na wzmiankę o jego nazwisku reagują alerg. - Szkodzi nam - w jednej z białostockich aptek rzucono słuchawką podczas rozmowy z nami.
Białostoczanin planuje otworzyć kilka aptek na Lubelszczyźnie do końca tego roku. - W Lublinie, w Chełmie i może gdzieś jeszcze. U was też będę stosować dopłaty do recept - zapowiada.
Jego wejścia na rynek obawia się Krzysztof Przystupa, prezes Okręgowej Izby Aptekarskiej w Lublinie. - Skutek będzie taki, że na Podlasiu padnie 30 proc. aptek, a potem u nas tyle samo - komentuje. - To niemożliwe, żeby na jakimś leku onkologicznym aptekarz zarobił 100 zł. Zarabia się 10-12 złotych. Jeżeli oddaje pacjentom zyski, to nie wiem skąd ma na to wszystko pieniądze. Wszyscy chcielibyśmy ulżyć chorym i rozdawać leki. Ale skoro tylko on jeden coś takiego robi, oznacza to, że coś w tym jest nie tak.