Autobusy PKS wzięły busa w kleszcze. Zablokowały wyjazd z przystanku i unieruchomiły prywaciarza na kilka godzin. Musiała interweniować policja.
Wczoraj pracownicy PKS uznali, że miarka się przebrała. O godz. 8.30 w Międzyrzecu zasadzili się na busa jadącego z Białej Podlaskiej do Warszawy. - Jeden autobus był nasz, a drugi łosicki. Nie daliśmy odjechać busowi. Niech dotrze do nich, że przystanki są nasze. Powiadomiliśmy Inspekcję Transportu Samochodowego o naruszeniu prawa - dodaje Złotkowski. - Przecież Urząd Marszałkowski zezwolił im tylko na przejazd przez ul. Brzeską, Lubelską i Warszawską.
Jacek Przybysz, współwłaściciel prywatnej firmy przewozowej jest oburzony. - Działamy od niedawna, ale pasażerowie są zadowoleni z naszych usług. PKS zdenerwowało, że dla pierwszych 102 osób oferowaliśmy promocyjne przejazdy po złotówce. Jak boją się konkurencji, to niech też pomyślą o reklamie i promocji.
Przybysz mówi, że na postój w Międzyrzecu Podlaskim pozwolił mu burmistrz. Dlatego bez wahania o pomoc w uwolnieniu swojego samochodu poprosił policję. Pertraktacje z napastnikami trwały kilka godzin. - PKS blokował bezprawnie - potwierdza słowa Przybysza Zbigniew Lisiecki, rzecznik bialskiej Komendy Miejskiej Policji.
Protestujących kierowców wspierał Franciszek Araźny, dyrektor bialskiego PKS. Przeciwko prywatnym przewoźnikom ma mnóstwo argumentów. - Busiarze podobierają nam pasażerów. Nie mają swoich słupków z rozkładami jazdy. Potrafią jechać nawet 140 km/godz! Igrają z życiem pasażerów. To nasz wojewódzki samorząd jest odpowiedzialny za brak jasnej polityki transportowej, która by chroniła istniejących dotąd przewoźników.
- Bzdura! Każdy, kto ma odpowiednie dokumenty, może dostać pozwolenie na regularne przewozy po określonych trasach - komentuje Tomasz Makowski, rzecznik Urzędu Marszałkowskiego.