Kobieta, która od 15 lat mieszka w Polsce chciała oddać krew dla chorej kuzynki. Jednak lekarz nie chciał z nią nawet o tym rozmawiać, bo jest Białorusinką.
Pani Tatiana urodziła się na Białorusi, a od ponad 15 lat mieszka w Polsce. Wyszła za mąż za Polaka, z którym ma trzech synów. Mieszkają pod Radzyniem Podlaskim.
- Zachorowała nasza kuzynka, więc z mężem poszliśmy oddać dla niej krew - opowiada pani Tatiana. - W każdy czwartek do Radzynia przyjeżdżają specjaliści z centrum krwiodawstwa z Lublina. Męża przyjęli od razu, a mój dowód osobisty z kartą stałego pobytu rejestratorka zaniosła lekarzowi. Gdy od niego wróciła, powiedziała, że nie mogę oddać krwi. Bo jestem Białorusinką.
Tatiana Kantarowicz nie została zarejestrowana. Nie miała nawet szansy wypełnić ankiety, którą dostają potencjalni krwiodawcy. To w niej opisują, jaki tryb życia prowadzą i jaki jest stan ich zdrowia.
Na jakiej podstawie została więc zdyskwalifikowana? - Nie mogliśmy sprawdzić historii choroby tej kobiety, dlatego nie zarejestrowaliśmy jej ze względu na dobro biorcy - tłumaczy Dariusz Osiński, lekarz z lubelskiego RCKiK, który odmówił pobrania krwi. - Ponosimy indywidualną odpowiedzialność za to, od kogo pobieramy krew.
Pani Tatiana jest pielęgniarką i wie, jakie warunki muszą spełniać krwiodawcy. Dlatego nie pogodziła się z odmową. Zatelefonowała do Regionalnego Centrum Krwiodawstwa w Warszawie. Tam usłyszała, że choć jest Białorusinką, to nie ma przeszkód, by oddała krew. Zdenerwowana kobieta poszła porozmawiać z lekarzem. Powołała się na rozmowę telefoniczną.
- Lekarz mi odpowiedział: "To proszę sobie jechać gdzie indziej. Tu od pani krwi nie weźmiemy” - opowiada kobieta.
- Ale ostateczna decyzja o tym, czy pobrać krew, należy do lekarza - tłumaczy Dorota Kosińska z Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Lublinie. - Generalnie jednak nie rejestrujemy obcokrajowców.
O stanowisko w tej sprawie poprosiliśmy w czwartek Narodowe Centrum Krwi. Do wczoraj nie otrzymaliśmy odpowiedzi.