Protest wybuchł spontanicznie. O godz. 3 w nocy kierowcy postawili tiry w poprzek drogi. Zbuntowali się przeciwko ślamazarności polskich celników.
Mirosław Raniszewski z Torunia trzeci raz przekracza w Dorohusku granicę z Ukrainą. I tak jak poprzednio, trafił na tasiemcową kolejkę. - Aż nie chce się w takich warunkach pracować - przyznaje zdesperowany. - To nie jest problem Dorohuska, ale całej naszej wschodniej granicy.
Piotr Świętanowski, dyrektor Izby Celnej w Białej Podlaskiej do kierowców z czoła blokady dotarł polnymi drogami. - Obiecał, że natychmiast skieruje do Dorohuska sześciu dodatkowych celników - mówi Marzena Siemieniuk, rzecznik prasowy Izby Celnej w Białej Podlaskiej. - Zapowiedział też, że w niedługim czasie zwiększy tam zatrudnienie o 10 funkcjonariuszy. Kierowcy zobowiązali się odblokować drogę i ustawić samochody w kolejce do odprawy.
Ślamazarność polskich celników to nie jedyny problem, z jakim borykają się kierowcy tirów na przejściu granicznym w Dorohusku. - Tkwimy w szczerym polu, nawet nie ma się gdzie załatwić. Pierwsze toy-toye i pojemniki na śmieci można spotkać dopiero 4 kilometry przed granicą - mówi Roman Czapliński z Zielonej Góry. - Zobaczycie, jak za parę godzin będzie wyglądało pobocze drogi.
Czapliński i inni kierowcy uważają, że przed dorohuskimi szlabanami powinien powstać parking na co najmniej 200 tirów. - Oczywiście z barami, sanitariatami i prysznicami - dodaje Czapliński. Takie parkingi widział już na Litwie, a nawet na Białorusi. W Polsce za potrzebą wciąż musi chodzić w krzaki.