Ustalono, że w nagłych przypadkach pacjentami zajmie się Artur Sitnik, jedyny chirurg, jaki jeszcze został w szpitalu. Nie chciał rozmawiać z naszym dziennikarzem. Stwierdził tylko, że sam nie da rady pracować przez 30 dni w miesiącu, bo w końcu i on będzie potrzebował lekarza.
Dyrekcja szpitala do problemu podchodzi nader spokojnie. Twierdzi,
że transport chorego do Chełma nie wiąże się z żadnym zagrożeniem.
– Do Chełma jest niecałe 50 km – tłumaczy Ryszard Gołąb, zarządca szpitala.
Zamknięcie chirurgii można było przewidzieć. Lekarze mieli trzymiesięczne wypowiedzenia. Nikt jednak nie zatroszczył się wcześniej o zastępstwo. – Negocjowaliśmy z chirurgami, liczyliśmy że nie odejdą – tłumaczy Gołąb. – Pod koniec listopada okazało się, że są nieprzejednani. Wtedy daliśmy ogłoszenia, że poszukujemy lekarzy.
Gołąb w dalszym ciągu twierdzi, że sytuacja jest przejściowa. Rzekomo od stycznia oddział ma działać normalnie. Na razie kandydatów do pracy na chirurgii nie ma.