Stop likwidacji sklepów z tanią odzieżą – wołają plakaty w największej w regionie hurtowni używanej odzieży w świdnickim „Galancie”. Klienci wpisują się na listy Społecznego Komitetu Obrony Sklepów z Tanią Odzieżą. Czy przedsiębiorcom uda się zmienić niekorzystne dla nich prawo?
W obecnym kształcie ustawa zabrania importu tanich, nie segregowanych ubrań, by – jak przekonywali parlamentarzyści – nie gromadzić w kraju odpadów. Zezwolenia na import stracą ważność 30 czerwca. Komitet chce zmienić przepisy, bo jego zdaniem odpady nam nie zagrażają. Są sprzedawane na Zachód na czyściwo (ok. 30 proc. importu); reszta idzie do sklepów – także za granicą. A sortowana odzież jest dla naszych handlowców zbyt droga.
W całym kraju, jak szacują członkowie komitetu, padła już co druga firma tej branży. Zostały najsilniejsze, które sprzedają stare zapasy. – W segregowane u nas ubrania zaopatrują się tanie sklepy w całym kraju – mówi Bogusław Kowalski, właściciel świdnickiego „Galanta”. – Wysyłam je też na Ukrainę, ostatnio kilkanaście ton poszło do Afryki, a odpady jako czyściwo wracają do Niemiec. Nie czynię żadnej szkody środowisku.
– Komu przeszkadza, że mogę ubrać się ładnie za grosze? – pyta Anna Kuzioł z Tarnowa, która przyjechała do Świdnika na zakupy dla całej rodziny. Właśnie wpisała się na listę obrońców sklepu. Za nią kolejni klienci. – Za 100 złotych mam ubrania na wiosnę dla dorosłych i dla dzieci. Gdyby nie ten sklep, do tej pory chodzilibyśmy w bistorach.
W „Galancie” co piąta osoba w marcu straciła pracę. Kowalski twierdzi, że na odprawy zwalnianych pracowników musiał wydać 200 tys. zł. Jeśli protest nie pomoże, wkrótce na bruk pójdzie kilkadziesiąt następnych.