Leśnicy kupują bażanty, kuropatwy oraz zające z hodowli i wypuszczają je na wolność. W ten sposób chcą pomóc malejącym populacjom zwierząt. Szaraki trafiają do nas nawet ze Słowacji i Węgier.
Kupują zające, kuropatwy i bażanty z hodowli, a potem wypuszczają je w miejscach, gdzie sytuacja jest kryzysowa. W akcji pomaga także samorząd województwa lubelskiego razem z Wojewódzkim Funduszem Ochrony Środowiska.
– Szacujemy, że rocznie wypuszczamy od 2 do 2,5 tysiąca bażantów – wyjaśnia Marian Flis z Zarządu Okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego w Lublinie.
– Z kolei w ubiegłym tygodniu wypuściliśmy 320 zajęcy w rejonie gm. Wysokie. Od 10 lat nie polujemy na te zwierzęta. Chcemy im pomóc – dodaje.
Nie zawsze jednak koła łowieckie stać na taką inicjatywę. – Jeden zając kosztuje od 350 do 600 zł. Wszystko zależy od hodowli, z której pochodzi – tłumaczy Flis. Z szacunków wynika, że w tym roku na teren naszego województwa trafiło od 300 do 400 zajęcy.
Jeszcze 10 lat temu Polska była eksporterem zajęcy do innych krajów. Sprzedawaliśmy je do Francji, Włoch czy Belgii. Dzisiaj sami kupujemy, nawet na Słowacji i Węgrzech.
Problem zmniejszenia populacji zajęcy jest złożony. – To m.in. wina lisów czy jenotów, ale również drapieżników skrzydlatych – tłumaczy Marian Flis. Problemem jest także chemia używana w rolnictwie, np. opryski.
Problem dobrze zna Andrzej Gaweł, który pod Lublinem od kilkunastu lat zajmuje się hodowlą m.in. zajęcy i bażantów. – Na wolności od urodzenia do dorosłości przeżywa 4 razy mniej zajęcy niż w hodowli. Widzimy jednak, że ich sytuacja poprawia się – tłumaczy Gaweł.