Nad tą zagadką zastanawiają się weterynarze, policjanci i urzędnicy. Trzy miesiące temu właściciele królikarni w podlubelskim Miłocinie stracili 50 zwierząt. Kilka dni temu ktoś lub coś uśmierciło kolejne 25.
W nocy z 2 na 3 października hodowcy stracili kolejne 25 królików. - To, że stało się to już po raz drugi, pogłębia nasz strach. W domu mamy trójkę małych dzieci. Coraz bardziej się o nie boimy - mówią gospodarze.
Na miejscu był Gerard Górecki, lekarz weterynarii. Dokładnie oglądał zniszczone klatki i zwłoki zwierząt. - Obrażenia królików mogą wskazywać na to, że zostały uduszone - mówi.
Królikarnia stoi na uboczu gospodarstwa w pobliżu krzaków i drzew, od domu dzieli ją ok. 50 metrów. Teren nie jest ogrodzony. - Wcześniej były otwarte drzwi, teraz stłuczona szyba - relacjonuje gospodyni.
- Na miejscu był dzielnicowy z Bełżyc - mówi kom. Renata Laszczka-Rusek z zespołu prasowego KWP w Lublinie. - Ze wstępnych ustaleń, rozmowy z właścicielami i z tego co zastał na miejscu, wynika że nie było to ludzkie działanie. Ślady wskazują na zwierzę.
- Człowiekowi bym tego nie przypisał, chociaż głowy za to nie dam - mówi Jan Czyżewski, wójt gminy Wojciechów. I dodaje: To zwierzę działa jak typowy zabójca. Może to pies, którego ktoś spuszcza na noc? - zastanawia się i przekonuje, że gminie zależy na wyjaśnieniu zagadki.
- Nie mamy wrogów. Nikogo o taki czyn nie podejrzewamy - mówią gospodarze.
Trzy uśmiercone króliki zbadają pracownicy Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie. Dziś będą wyniki sekcji. - Dostaniemy odpowiedź na pytanie czy króliki zginęły w wyniku pogryzienia czy też stłuczenia, co mogłoby wskazywać na człowieka - mówi Górecki.
Tymczasem gospodarze zastanawiają się czy nie zlikwidować hodowli. - Zostało już tylko 12 królików. Stado jest nie do odtworzenia - żali się właścicielka zwierząt. - Może wtedy i my będziemy bezpieczni?