Po ponad roku pomiarów wiadomo, że na terenie gminy Puchaczów wiatr wieje wystarczająco mocno, by mogły tu pracować wiatraki. Niestety pojawiły się inne problemy. Właściciele działek nie chcą podpisywać umów na dzierżawę gruntu.
– Pomiary siły wiatru na naszej 90-metrowej wieży są zadowalające. To jednak dopiero początek drogi, by w Puchaczowie powstała farma wiatrowa – mówi Jorge Hamorro z hiszpańskiej firmy Nueva Gestiol, inwestora farmy.
Hiszpanie przyznają, że mają kłopoty z właścicielami gruntów. Właściciele nie chcą podpisywać umów, zasłaniając się brakiem planu zagospodarowania przestrzennego gminy. Żądają też wyższych stawek za dzierżawę terenu.
– Śmigło wiatraka ma rozpiętość 90 metrów, a zatem i działki, na których staną muszą być odpowiednio duże. Niestety 90 działek, na których planujemy je postawić, należy do ponad 60 właścicieli. To wymaga długich negocjacji z właścicielami i zmian w planie zagospodarowania przestrzennego gminy. Właśnie bierzemy się za przygotowanie projektu zmian – mówi Adam Grzesiuk, wójt gminy Puchaczów.
Wójt przekonuje, że farma wiatrowa to szansa na duże, dodatkowe zyski dla właścicieli gruntów. Po uruchomieniu farmy wiatrowej, czyli w 2014 roku, rolnicy mogą liczyć na około 8-12 tysięcy euro rocznie od każdej elektrowni. Dzierżawy są planowane na 30 lat.
– Zawsze przyda się parę groszy. Teraz z rolnictwa trudno wyżyć, a taki wiatrak wcale mi nie przeszkadza – mówi Marek Kurzepa, jeden z właścicieli działki, na której może stanąć wiatrowa siłownia.
Na przychody z działalności farmy wiatrowej liczy też Urząd Gminy.
Przeciwnicy inwestycji też mają swoje argumenty. Ale wolą wypowiadać się anonimowo.
– Farmy wiatrowe zagrażają przelatującym ptakom, a w rejonie naszego pojezierza jest ich wyjątkowo dużo. Po drugie, wiatraki dość głośno hałasują, co dla mieszkańców posesji położonych bliżej siłowni może być wyjątkowo uciążliwe – mówi jeden z przeciwników budowy farmy wiatrowej w tej gminie.