W hiszpańskim Internecie od kilku miesięcy kwitnie nowe zjawisko - handel punktami karnymi oraz mandatami.
- Tylko raz mieliśmy taki przypadek. Kierowca przyprowadził swoją babcię, twierdząc, że to ona siedziała za kierownicą. Nie kupiliśmy tej bajki - mówi komisarz Radosław Żukiewicz z Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej Policji w Lublinie. - Zdjęcia są wykonywane od przodu, jakość fotografii jest bardzo dobra. Wszystkie nowe fotorapidy, czyli nasze fotoradary, robią tak ostre zdjęcia, że możemy nawet policzyć pieprzyki na twarzy kierowcy. Zatem oszustwa z podstawioną osobą nie mają sensu. No, może tyko aparat używany przez policję w Zamościu robi fotki gorszej jakości - dodaje Żukiewicz.
Z doświadczenia komisarza wynika, że na fotoradar łapią się najczęściej przedstawiciele handlowi. Ciągle się spieszą i nie patrzą na prędkościomierz. - Starszy pan, który zapomni się w Rykach, to rzadkość - zapewnia Żukiewicz.
Tymczasem w Hiszpanii handel punktami karnymi trwa w najlepsze. Interes jest obustronny - jedni nie chcą stracić prawa jazdy, inni - obciążając się cudzymi punktami - świetnie zarabiają. Bowiem najbardziej zdesperowani Hiszpanie są skłonni zapłacić za jeden punkt nawet 400 euro. (PP)