Policzmy: nauczyciel to raz, Paulinka to dwa i Magda. To ta trzecia. Wszyscy razem to cała IV klasa w Szkole Podstawowej w Piotrowicach Wielkich.
Samorządy lokalne narzekają, że coraz więcej kosztuje ich utrzymanie szkół, do których chodzi garstka uczniów. A są to ogromne pieniądze. Co roku gmina Garbów wydaje na oświatę 2 mln zł. Tak jest np. w Szkole Podstawowej w Leścach. W budynku oddanym do użytku zaledwie 7 lat temu uczy się w sumie ok. 50 dzieci i to dzięki temu, że część z nich jest dowożona z sąsiednich miejscowości.
- W Piotrowicach Wielkich jest 27 uczniów w 6 klasach - mówi Kazimierz Firlej, wójt gminy Garbów. - W Karolinie mamy 16 uczniów. Konieczność utrzymania takich placówek to dla nas ogromne obciążenie.
Na ta pierwsza szkołę gmina wydaje rocznie 300 tys. zł, czyli blisko 9 tys. zł na ucznia. To drożej niż wynosi opłata za prywatne studia. Jak wyjaśnia wójt, dwie inne szkoły, do których uczęszcza 60 uczniów kosztują 600 tys. zł. Tymczasem na Samodzielny Publiczny Ośrodek Opieki Zdrowotnej, który zapewnia opiekę 5 tysiącom mieszkańców, gmina płaci 550 tys. zł.
- Nie żałowałbym tych środków, gdybym miał przekonanie, że są wydawane racjonalnie - ubolewa wójt. - Myślę, że utrzymywanie takich małych placówek jest sprawą dyskusyjną. Jednak jesteśmy zobowiązani do tego.
A jak się uczy w takiej dwuosobowej klasie?
- Mała szkoła ma plusy i minusy - twierdzi Wiesława Szymczyk, dyrektor SP w Piotrowicach Wielkich. - Jest lepsza opieka, dziecku poświęca się więcej uwagi, mamy szybki kontakt z rodzicami, nie ma anonimowości. Minusem na początku jest to, że dzieci muszą wyrobić sobie podzielną uwagę, bo klasy są łączone. Trudno też mówić o zajęciach grupowych, zespołowych grach czy zawodach. Może niektóre dzieci źle się czują później, w dużych gimnazjach, ale o takich problemach nie słyszymy.
- Nasze dzieci mają osiągnięcia w wielu konkursach, w gimnazjach bardzo dobrze się uczą - mówią nauczyciele. - W małych szkołach nie ma przemocy, to dziś bardzo ważne.