Nie pomogły prośby rodziców, apele związkowców ani straszenie sądem. Wójt Jastkowa nie chce słyszeć o przywróceniu do pracy dyrektorki szkoły w Płouszowicach. W środę jej obowiązki powierzył innej nauczycielce.
– Zostałam poproszona o pełnienie obowiązków dyrektora do końca grudnia. Dla dobra szkoły zgodziłam się – mówi Jadwiga Ipnar, która przed godz. 9 przyjechała do szkoły w towarzystwie Beaty Woroszyło, zastępcy wójta Jastkowa. – Panie akceptują łamanie prawa! – tak na ich widok zaczęli krzyczeć zebrani pod szkołą rodzice.
Podobnie uważa Teresa Misiuk, szefowa oświatowej "Solidarności” w naszym regionie, która wraz z innymi związkowcami wczoraj przyjechała do Połuszowic. – Jesteśmy na 200 procent przekonani, że wójt łamie prawo – podkreśla Misiuk. – Raz zrobił to rok temu, podpisując z panią Beatą Dzierżak po wygranym przez nią konkursie na dyrektora szkoły umowę tylko na rok. Mimo, że ustawa wyraźnie nakazuje pięć lat.
Dyrektorka straciła stanowisko w poniedziałek (wygasła jej ostatnia umowa). Zdaniem wójta, Beata Dzierżak nie ma kwalifikacji do kierowania. Mimo, że kurator oświaty twierdzi inaczej.
– Wszyscy stoimy murem za panią dyrektor. To dzięki niej szkoła tak dobrze się rozwija, a dzieci są zadowolone – podkreślali zebrani pod szkoła rodzice.
Związkowcy zaproponowali spotkanie prawników urzędu, związkowców "Solidarności” i przedstawicieli kuratorium. – Jeśli pana prawnik przekona ich do swojej racji, uszanujemy pańskie decyzje. Ale jeśli okaże się, że nie miał racji, to pan się z nich wycofa – proponowali wójtowi.
Związkowcy nie chcą o tym słyszeć. – Pani dyrektor wygrała konkurs na pięć lat, więc powinna zostać przywrócona na stanowisko – podkreśla Misiuk. – Będzie o to walczyła w sądzie pracy. A zarządzenie wójta o powołaniu nowej p.o. dyrektora zaskarżymy do wojewody.