Lubelskie szkoły kształcą zbyt wielu fryzjerów, sprzedawców i ogrodników. A na rynku pracy brakuje m.in. kontrolerów biletów, sekretarek i bibliotekarzy.
- Menadżerów czy ekonomistów mamy pod dostatkiem - przyznaje Stanisław Jagiełło, wicedyrektor lubelskiego WUP. - W innych zawodach trudno jest natomiast znaleźć pracowników. Czas się zastanowić, co zrobić, żeby absolwenci szkół nie szli na bezrobocie, a do pracy.
Teraz największa konkurencja jest wśród handlowców, magazynierów, ogrodników, cukierników. W tych zawodach trudno o posadę. Odwrotnie jest natomiast w przypadku pracowników biurowych, bibliotekarzy, operatorów maszyn. Ofert zatrudnienia jest pod dostatkiem, ale chętnych brakuje.
M.in. dlatego kuratorium widzi potrzebę zmian w szkolnictwie zawodowym. - Chcemy zmienić myślenie młodych osób, które naukę w szkole zawodowej uznają za przeżytek - tłumaczy wicekurator Jolanta Misiak. - Zależy nam na utworzeniu systemu kształcenia zawodowego, w którym szkoła ściśle współpracowałaby z przyszłymi pracodawcami.
Świetnie rozumieją to dyrektorzy szkół. - Rozpoczęliśmy współpracę z WSK Świdnik. Szkolimy dla nich uczniów np. z mechatroniki - wyjaśnia Jacek Misiuk, dyrektor Lubelskiego Centrum Edukacji Zawodowej w Lublinie. - Bez informacji kogo potrzebuje rynek, będziemy kształcić w zawodach, w których nikt nie dostanie pracy - dodaje.
A co na to młodzi? - Gdybym miał gwarancje otrzymania pracy po szkole zawodowej, może bym się na nią zdecydował - mówi Tomek, uczeń ostatniej klasy gimnazjum. - Chociaż mojej mamie marzy się, bym został prawnikiem.