Szpitalowi w Bełżycach grozi zamknięcie. W Janowie Lubelskim rozglądają się za chętnymi na przejęcie chirurgii i ginekologii – bo przynoszą straty.
– Nie powinniśmy wykonywać usług. Ale trudno wyrzucić człowieka potrzebującego naszej pomocy. Tyle, że za każdego można dostać pieniądze – dodaje.
Szpital się zadłuża z powodu tzw. nadwykonań, czyli usług i świadczeń medycznych wykonanych ponad limit ustalony z Narodowym Funduszem Zdrowia. Wartość tych usług za drugie półrocze 2008 i rok bieżący przekroczyła już 2 miliony złotych i stale rośnie.
Nikt tych pieniędzy szpitalowi nie zwróci, bo – jak informuje nas Karol Ługowski, rzecznik prasowy lubelskiego oddziału NFZ – fundusz zobowiązany jest do finansowania świadczeń tylko do kwoty określonej w umowie. I z tego się wywiązuje.
Szpital w Bełżycach zatrudnia ponad 200 osób. – Koszty osobowe to około 70 proc. wszystkich kosztów – podkreśla Winiarski. – Żeby tu zaoszczędzić, musiałbym zwolnić część personelu. Z drugiej strony NFZ ustala normy: ilu mam mieć lekarzy, ile pielęgniarek. I co gorsza, grozi nam zerwaniem kontraktu, bo brakuje nam 0,3 etatu chirurga i pół etatu pediatry. Moim zdaniem, mamy wystarczającą liczbę lekarzy. Jeśli zatrudnię nowych, powiększę tylko straty.
W Janowie Lubelskim też jest źle. Władze powiatu wpadły na pomysł, żeby pozbyć się przynoszących ogromne straty oddziałów ginekologii i chirurgii, i przekazać je podmiotowi z zewnątrz. Czyli prywatyzacja?
– Nie. My mówimy tylko o innej formie zarządzania – wyjaśnia Piotr Góra, wicestarosta janowski.
Dyrekcja szpitala nie chce tego komentować. Zbigniew Widomski, dyrektor SP ZOZ w Janowie Lubelskim, mówi tylko, że chirurgie wszędzie są deficytowe. – A jeśli idzie o ginekologię (według wicestarosty przynosi 400 tys. zł strat rocznie – red.), to wyraźnie spadła liczba porodów. Kiedyś było ich pond tysiąc rocznie, teraz niecałe 400 – podkreśla dyr. Widomski.
– Z dnia na dzień porodów w Janowie nie przybędzie. Ale może trzeba poszerzyć bazę leczniczą ginekologii, może zmienić system zarządzania oddziałem. Jedno jest pewnie – trzeba iść w kierunku generowania zysków – przekonuje Piotr Góra.
Kłopoty szpitali, to dramat dla pacjentów. – Wielu z nich do Lublina nie dojedzie, choćby z powodu braku transportu. A do nas dotrą choćby traktorem czy rowerem – mówi dyr. Stanisław Winiarski z Bełżyc. – Poza tym w Lublinie są kolejki.
Skąd w jednych szpitalach biorą się nadwykonania, a inne nie mają tego problemu?
- Jest to pewnego rodzaju kara za popularność. Szpitale, które są w opinii pacjentów dobre, w których pacjenci wiedzą, że zostaną dobrze potraktowani i wyleczeni, zadłużają się. Te, które pacjent woli omijać szerokim łukiem, nie mają problemów z długami spowodowanymi kontraktem z NFZ. Dlatego Fundusz w pewien sposób powinien wynagradzać dobre szpitale zwiększając im kontrakt. (tom)