W sobotę w Lublinie zatrzymano małżeństwo Adama M. i Agnieszkę K. Dzień wcześniej wpadł ich wspólnik Roman P.
- Ciocia? - usłyszała w piątek w słuchawce 63-letnia mieszkanka Radzynia Podlaskiego. Była przekonana, że dzwoni kuzyn z Pomorza. Rozmówca od razu to potwierdził. Powiedział, że pilnie potrzebuje pożyczki. Chodziło
o 15 tys. zł. Dodał też, że nie może odebrać pieniędzy osobiście. Wyśle więc po nie kolegę, który jest w Radzyniu. Kobieta wypłaciła z banku pieniądze, po czym oddała je starszemu mężczyźnie. Potem zadzwoniła do prawdziwego kuzyna, żeby potwierdzić przekazanie pieniędzy. Mężczyzna o niczym nie wiedział. Kobieta zorientowała się, że została oszukana. Poszła na policję.
Okazało się, że tego dnia podobne telefony od rzekomych kuzynów dostało dwóch innych mieszkańców miasta. Trop wiódł do przebywającego tamtego dnia w Radzyniu 54-letniego Romana P. - Roma z Krakowa. To on odebrał 15 tys. zł od oszukanej kobiety. Policjanci pojechali za nim do Lublina. Mężczyzna zatrzymał się w hotelu, w którym podzielił się łupem ze wspólnikami: Adamem M. i jego żoną Agnieszką K.
Roman P. został zatrzymany jeszcze w piątek wieczorem. Miał przy sobie 9 tys. zł. Resztę oddał małżonkom. Funkcjonariusze zabrali ich w sobotę. Wynajmowali w Lublinie komfortowo urządzone mieszkanie. Na poczet przyszłych kar zabezpieczono dwa samochody, telewizor plazmowy i komputer.
Policja będzie teraz ustalać, czy oszuści stoją za innymi wyłudzeniami według podobnej metody. W ostatnich miesiącach odnotowano bowiem kilkanaście takich przestępstw. - Sprawcy podawali się przez telefon za kogoś z rodziny - mówi Anna Starzak z lubelskiej policji. - Prosili o pożyczenie pieniędzy. Mówili, że nie mogą ich odebrać osobiście, więc przyjdzie po nie znajomy.
Poszkodowani zgłaszali się dopiero po tym, jak przekazali oszustom pieniądze. Tracili od kilku do kilkunastu tysięcy złotych.