Sklepy spożywcze notują rekordowy spadek obrotów. W branży odzieżowej jest lepiej, ale i tak połowa handlowców planuje spore oszczędności. To oznacza mniej nowych sklepów i zwolnienia pracowników.
Z danych organizacji monitorujących handel wynika, że obroty w branży spożywczej spadły o jedną trzecią. To rekord. Nie pomagają niskie ceny, promocje. – Większość już stosuje marże 2–5 procent – mówi Zbigniew Jarzyna, prezes Naczelnej Rady Zrzeszeń Handlu i Usług. – Nie ma więc z czego obniżać. Większe sieci mają jeszcze jakieś pole manewru. Małe muszą szukać oszczędności.
I szukają.
– Właścicielka zwolniła już dwie osoby – mówi pracownica osiedlowego sklepu w Lublinie. – Jeszcze 3 lata temu miałyśmy dzienny obrót ok. 4–4,5 tys. zł; teraz ledwo 2,4 tys. zł.
Najprostsza droga, to zmiana lokalizacji na tańszą i zwolnienia pracowników. Duże hipermarkety ratują się poszerzaniem asortymentu. Dyskonty przyciągają ceną. Jak wynika z badań, produkty spożywcze są tam średnio o 25 proc. tańsze, niż w hipermarketach. To oznacza mniejsze zyski, ale o fali plajt nie ma mowy.
– Rocznie otwieramy ok. 130 nowych sklepów i zamierzamy utrzymać to tempo – mówi Paweł Tymiński, rzecznik Jeronimo Martins Dystrybucja, właściciela sklepów Biedronka. – Nawet, jeśli czasem jakiś zostaje zamknięty, to otwiera się nowy, w lepszym miejscu.
Handlowcy uspokajają, ale anonimowe badania pokazują nieco inny obraz sytuacji. Zwłaszcza w sieciach sklepów odzieżowych i obuwniczych. Firma PMR przepytała ponad 150 przedstawicieli tej branży. Okazało się, że ponad połowa chce zamknąć najmniej rentowne sklepy, a 46 proc. planuje ograniczenia w powstawaniu nowych. – Spada sprzedaż, a jednocześnie rosną koszty – mówi Patrycja Nalepa, analityk z PMR. – Sytuacja jest nieciekawa, ale trudno prognozować, kto i kiedy zniknie z rynku.
W tym roku było już kilka spektakularnych plajt. Ogłoszono upadłość takich marek, jak Galeria Centrum, czy Monnari. To nie oznacza, że sklepy automatycznie kończą działalność. Bankrutów często przejmują nowi inwestorzy.
Właściciele sieci odzieżowych mają jeszcze spore pole do oszczędności. Stosują średnie marże na poziomie aż 50 proc. i nie chcą z nich rezygnować. Wolą szukać lepszych lokalizacji i likwidować mało rentowne sklepy.
(MAG)