Członek Zarządu Województwa z PO kłamał w dokumentach - twierdzą prokuratorzy. Dzięki temu chełmski duchowny miał wyłudzić 137 tys. zł dofinansowania.
Grabczuk miał pomóc księdzu Grzegorzowi K. bezprawnie uzyskać pieniądze na rozbudowę chełmskiego Ośrodka Wsparcia Bliźniego Caritas. Śledztwo ruszyło po sygnale od jednego z chełmskich radnych. Poinformował on prokuraturę o domniemanych nieprawidłowościach przy wydawaniu pieniędzy PFRON przekazywanych przez ówczesnego prezydenta Chełma w latach 2003-2004. Napisał o tym ostatni "Super Tydzień Chełmski”. O co chodzi?
W grudniu 2003 roku Grabczuk, wówczas prezydent Chełma, wysłał do Urzędu Marszałkowskiego pismo rekomendujące chełmski ośrodek. Poświadczył w nim, że placówka użytkowała obiekt przy ul. Lubelskiej w Chełmie i pomagała niepełnosprawnym w latach 1998-2002. Dzięki tej rekomendacji placówka mogła dostać pieniądze. Tymczasem instytucja ta powstała dopiero w marcu 2003 r. - Za poświadczenie nieprawdy grozi do 8 lat więzienia - informuje Beata Syk-Jankowska rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Grabczuk nie przyznał się i odmówił złożenia wyjaśnień. Nam mówi o politycznej prowokacji. - Prokuratura nie może zrozumieć, że Caritas jest jedna na całą archidiecezję. Wprawdzie chełmski ośrodek formalnie korzysta z nieruchomości od 2003 roku, ale wcześniej zajmował się niepełnosprawnymi bez zawierania stosownych umów - tłumaczy Krzysztof Grabczuk. I zarzeka się, że dziś jeszcze raz podpisałby podobne pismo. - Całą sytuację odbieram jako atak posłanki PiS Beaty Mazurek. Od dawna składa na mnie doniesienia do prokuratury. Na ostatnich dożynkach powiedziała mi: zrobię wszystko, żeby prokuratura cię zniszczyła - dodaje Grabczuk.
- To człowiek chory z nienawiści. Nie może znieść, że politykiem może być kobieta. Niech się Grabczuk leczy na nogi, bo na głowę jest za późno. Gdybym chciała wykorzystać swoją pozycję, zrobiłabym to, kiedy PiS było u władzy - odparowuje posłanka. Kiedyś razem współpracowali, później się pokłócili.
Grabczuk twierdzi też, że prokuratura celowo wróciła do sprawy z 2003 roku, kiedy jego nazwisko pojawiło się jako kandydata na wiceministra sportu lub marszałka województwa. - Chcą mnie obrzucić błotem. Otrzymałem informację z potwierdzonego źródła, że śledztwo miało być umorzone. Prokuratura jest upolityczniona.
- Postawienie zarzutów to wynik rutynowej, normalnej pracy prokuratury - ripostuje prokurator Beata Syk-Jankowska. - O żadnym upolitycznieniu nie mam mowy.