Mimo, że na drzewach nadal są piękne kwiaty, to i tak owocować już nie będą. Przemarzły. Starty w plantacjach sadowników sięgają nawet 100 procent upraw.
A wszystko przez nocne przymrozki na początku maja.
- Najbardziej ucierpiały moje sady jabłoni i śliwek, które znajdują się w dolinach - żali się Marian Rychter, sadownik z Bobów, Gm. Urzędów. - Mam m.in. sad z jabłoniami. Przemarzły zupełnie. Właśnie w najniżej położonych plantacjach spadki temperatury sięgały nawet minus 8 stopni i to spowodowało tak olbrzymie straty.
Rychter ma ponad 18-hektarowe gospodarstwo, z czego 12 ha to sady jabłoni, wiśni, śliwek i czarnej porzeczki.
- Zbiory będą przez to bardzo niskie, zastanawiamy się, czy dalej inwestować w plantacje. Bo jak włożymy kolejne pieniądze w ich ochronę, to nie odzyskamy tego po zbiorach - dodaje.
Niskie plony odbiją się również na rynku przetwórców. Skupy owoców świeca pustaki. Nie mają żadnych zapasów z zeszłorocznych zbiorów.
- Skupujemy około 6 tys. ton owoców w sezonie. W tym roku byłby to cud, gdyby tyle samo owoców udałoby się nam kupić. Według fachowców zbiory będą o co najmniej 70 proc. niższe niż w poprzednim roku. A to na pewno odbije się na cenie. Będzie popyt na skup owoców, ale nie będzie ich skąd wziąć - podkreśla Rychter, który jest równocześnie Prezesem Spółdzielni Ogrodniczej w Bobach.
Pocieszająca jedynie jest sytuacja plantatorów malin, które oparły się mrozom.
Działania podjęły już związki branżowe skupiające sadowników. Chcą aby straty w uprawach spowodowane mrozem uznać za stan klęski żywiołowej.
- Wysłaliśmy już list do ministra rolnictwa i do premiera, aby zajął się tą sprawą. To jest naprawdę problem. Sady ucierpiały praktycznie w całej Polsce, nie tylko u nas - podkreśla Tomasz Solis, wiceprzewodniczący Związku Sadowników RP.
Sytuacją lubelskich sadowników zainteresował się również marszałek Jarosław Zdrojkowski. Wczoraj powołany został specjalny zespół do zapoznania się z sytuacją rolników i podjęcia konkretnych działań. - Wystosujemy prośbę do rządu o pieniądze dla sadowników - powiedział marszałek.
Rolnicy jeszcze mają nadzieję, że zdarzy się cud i z przemarzniętych kwiatków wyrosną jednak owoce.
- Straty są jednak nieodwracalne. Owszem, istnieją pewne metody na powtórne wywołanie wzrostu uszkodzonych pąków po zastosowaniu substancji GA 3. Jest ona jednak bardzo trudna do dostania na polskim rynku, a owoce po jej zastosowaniu nie są pełnowartościowe. Nie mają komory nasiennej; to jest takie sztuczne działanie - wyjaśnia Rychter.