Lekarze rodzinni z Porozumienia Zielonogórskiego odmawiają podpisania kontraktów na dłużej niż na cztery miesiące.
W Porozumieniu Zielonogórskim skupionych jest około 14 tys. lekarzy prowadzących przychodnie we wszystkich województwach. Dziś będą się naradzać w Warszawie, co robić dalej.
- Nie chcemy podpisywać umów na cały rok, aby nie zamykać sobie możliwości negocjacji większych stawek na leczenie, z których pochodzą także nasze pensje - mówi lek. med. Teresa Dobrzańska-Pielichowska, prezes PZ na Lubelszczyźnie. - Obecnie dostajemy 81 złotych rocznie na jednego pacjenta. Gdybyśmy dostali 120 zł, moglibyśmy zatrzymać naszych lekarzy przed ucieczką do szpitali, gdzie były znaczące podwyżki.
Z pieniędzy, które lekarz rodzinny dostaje na pacjentów, trzeba opłacić wszystko: badania dla chorych, pensje personelu, lokal, prąd, wodę. - Są pewne limity. Na jednego lekarza zatrudnionego w przychodni powinno przypadać około 2750 pacjentów. Ja jestem właścicielem ośrodka zdrowia w Ratoszynie - dodaje doktor Dobrzańska-Pielichowska. - Zatrudniam jednego lekarza na półetacie, który zarabia około 2 tys. zł brutto.
Lech Kijewski, właściciel praktyki lekarza rodzinnego w osiedlu Czuby w Lublinie nie należy do PZ, ale ma podobne zdanie, jak jego zrzeszeni koledzy. - Już 2 lata temu, nie czekając na Porozumienie Zielonogórskie, postulowałem podniesienie stawki do 10 zł na miesiąc co daje 120 zł na rok - przypomina. - U mnie lekarz rodzinny zarabia około 3,5 tys. zł brutto. To mało. U nas nie ma możliwości dorobienia.
Szef centrali NFZ wydał komunikat przypominający, że minimalny okres, na który należy zawrzeć umowę w podstawowej opiece zdrowotnej, jest od stycznia do grudnia 2008 r. - Trzeba czekać, aż się dogadają na górze - mówi Marek Wójtowicz, dyr. NFZ w Lublinie. - Zostało ustalone, że mimo braku umów, zachowują uprawnienia do wypisywania recept, wystawiania zwolnień. Nie dziwię się, że chcą podwyżek skoro chce ich już każda grupa medyczna. Ewa Stępień