Oskarżenia Duńczyków o to, że deser z polskich malin, w tym z produkcji w Adamowie koło Łukowa, doprowadził do śmierci kilku obywateli tego kraju, są bezpodstawne. Polskie służby sanitarne dostały z Anglii oficjalne wyniki badań naszych owoców.
Badania polskich malin zrobili również Niemcy. I oni także nie znaleźli w owocach wirusów.
Histeria malinowa wybuchła w czerwcu ubiegłego roku po nagłośnieniu przez duńskie media. Duńczycy twierdzili, że po zjedzeniu polskich malin zmarło pięć osób, a blisko tysiąc uległo zatruciu. Ich zdaniem, w kilku dostawach mrożonych malin wykorzystywanych do produkcji deserów wykryto norowirus wywołujący zatrucie pokarmowe. Ten sam wirus znaleziono w ciałach osób, które zmarły po zjedzeniu deserów w domach opieki dla starców oraz w jednym z duńskich szpitali. Po tym wszystkim Komisja Europejska wprowadziła tzw. procedurę alarmową, polegającą na wpisaniu polskich malin do katalogu produktów niebezpiecznych.
Duńczycy wyliczyli, że sprowadzili z Polski około 15 ton zakażonych malin. Głównym dostawcą tych owoców na rynek europejski jest zakład w Adamowie koła Łukowa na Lubelszczyźnie. Polskie służby sanitarne, także te z Lubelszczyzny, od samego początku podkreślały, że nasze maliny są czyste, a zakład w Adamowie spełnia wymogi europejskie. Mimo to Duńczycy nie chcieli dać wiary. - Obywatele Danii mogli się zarazić w każdy inny sposób, np. od jakiegoś nosiciela z firmy cateringowej przygotowującej posiłki. Zrzucenie winy na Polaków mogło być także sposobem na pozbycie się problemu odszkodowań z tytułu zakażeń wewnątrzszpitalnych - wyjaśnia Jerzy Kowalczyk, rzecznik prasowy WSSE.
Szefostwo zakładu w Adamowie nie wyklucza, że pozwie Duńczyków o odszkodowanie. - Nasza reputacja została poważnie nadszarpnięta - mówi Zbigniew Madoń, dyrektor Globus Polska, oddział w Adamowie. - Po wybuchu afery zagraniczni kontrahenci kontraktów nie zerwali, ale wstrzymali ich realizację. Jeszcze nie policzyliśmy, ile wynoszą nasze straty.