Na Lubelszczyźnie rozpoczęły się nerwowe poszukiwania pracowników. Mało kto chce ciężko pracować w wakacje za niewielkie pieniądze. a owoce czekają.
- Wyjeżdżam do Szwecji, będę tam zbierał borówki i jagody. W ubiegłym roku w ciągu miesiąca zarobiłem tam ponad 6 tysięcy - mówi Rafał Szymański, student UMCS. - Tu nie miałbym szans na takie pieniądze - dodaje. Podobnego zdania jest większość młodych ludzi.
Rolnicy, ale i właściciele firm zajmujących się przetwórstwem owoców załamują ręce. Spółka spod Chełma swoją ofertę rozesłała prawie do każdego Powiatowego i Miejskiego Urzędu Pracy na Lubelszczyźnie. Firma zatrudni "nieograniczoną liczbę osób” do zbioru truskawek. Odzew jest na razie niewielki.
Z roku na rok sytuacja wygląda coraz gorzej. - W ubiegłe wakacje niektórym współpracującym z nami plantatorom nie udało się zebrać owoców. Pracownicy nie dopisali - tłumaczy Jacek Grudziewski z zakładu produkcyjnego JAAK. Firma ma siedzibę niedaleko Opola Lubelskiego, specjalizuje się w przetwórstwie owoców - głównie malin. W tym roku jej dostawcy postanowili dmuchać na zimne i już rozpoczęli wstępny nabór.
Pracowników poszukuje też "Plantacja nad Tanwią”, zajmująca się uprawą borówki. - Ogłaszamy się w regionalnej prasie, roznosimy ulotki, rozwieszamy plakaty - mówi dyrektor firmy Maciej Kozarzewski. - Będziemy potrzebować około 50 osób. Za zebranie kilograma borówek zapłacimy 1,50 zł - to o kilkanaście procent więcej niż w ubiegłym sezonie. Dobry pracownik zarobi u nas średnio 100 zł dziennie - zapewnia Kozarzewski.
Ale takie warunki nie satysfakcjonują Polaków. - Problem ze znalezieniem sezonowych rąk do pracy narasta od czasu wstąpienia Polski do Unii Europejskiej i otwarciu granic państw zachodnich dla naszych pracowników - tłumaczy zastępca dyrektora MUP w Lublinie Józef Prokopiuk. - Młodzi, bo głównie oni odpowiadają na takie oferty, chcą przyzwoicie zarobić. Tym bardziej, jeśli decydują się przepracować całe wakacje.