Nagrody po 2,5 tys. zł dostało sześciu pracowników lubelskiego Kuratorium Oświaty, w tym wicekurator, dwóch dyrektorów i rzecznik prasowy. Za co? Za robienie protokołów na zebraniach, za dbanie o swój rozwój i za organizowanie narad i szkoleń. A to – jak twierdzi NIK – obowiązki, które trzeba wykonywać bez nagradzania.
Do lubelskiej delegatury dotarło wówczas pismo Marka Króla, przewodniczącego Zarządu Regionu Środkowowschodniego NSZZ „Solidarność” w Lublinie. Król pisał w nim, że kurator oświaty z puli na nagrody dla nauczycieli odznaczających się szczególnymi osiągnięciami dydaktyczno-wychowawczymi obdarował pieniędzmi osoby nieuprawnione – czyli kuratoryjnych urzędników.
Po kontroli NIK uznała, że utworzenie funduszu na nagrody było zgodne z prawem. – Nasze zastrzeżenia wzbudził jednak tryb przyznawania nagród, a także sposób uzasadniania wniosków o ich przyznanie – mówi Wojciech Wadecki, kontroler lubelskiej delegatury NIK.
Urzędnicy otrzymali po 2,5 tys. zł za to, że „sumiennie i wzorowo wykonywali obowiązki wynikające z pracy”, „stale dbali o swój rozwój” lub „protokołowali zebrania kierownictwa”.
Dla kontrolerów NIK przyznawanie nagród za takie czynności jest bezpodstawne. – To zwykłe, podstawowe obowiązki tych osób. Wykonywanie tych zadań zostało wpisane w ich umowy o pracę – tłumaczy Wadecki.
Według kuratora Waldemara Godlewskiego nagrody zostały przyznane słusznie. – Miałem kontrolę Państwowej Inspekcji Pracy i Urzędu Wojewódzkiego. I nikt mi nic nie zarzucił – tłumaczy. – W końcu jestem szefem i wiem, komu się należą. A w uzasadnieniu po prostu trzeba było coś napisać.
Obdarowani urzędnicy nie muszą zwracać pieniędzy. Wnioski NIK mają charakter uwag pokontrolnych.