- W czwartek po południu chłopiec zaczął gorączkować, dostał wymiotów i biegunki. Wieczorem na ciele dziecka pojawiła się wysypka - przekazał wczoraj Jerzy Kowalczyk, rzecznik prasowy Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie. - Lekarz zdecydował o przewiezieniu chłopca do Dziecięcego Szpitala Klinicznego. Lekarze w rozpoznaniu napisali, iż mają do czynienia z podejrzeniem posocznicy, czyli sepsy.
O stanie zdrowia chłopca lekarze nie chcieli rozmawiać, ponieważ rodzice sobie tego nie życzyli. Po południu sanepid przekazał tragiczną wiadomość - chłopiec zmarł. Inspektorzy sanitarni wzięli pod nadzór jego najbliższe otoczenie. Od rodziców i jego dwóch braci pobrano wymazy do badań bakteriologicznych. Wszystkim poddano antybiotyki.
Jednocześnie stan zdrowia 4-latka z Komarówki, który z sepsą trafił do szpitala dzień wcześniej, poprawia się. O chłopcu pisaliśmy wczoraj.
Mieszkańcy Lubelszczyzny są przestraszeni. Co się dzieje, czy w poprzednich latach też był taki pomór? - pytają. Lekarze uspokajają: Sepsa była i będzie. Jest znana od tysięcy lat. Kiedyś mówiło się zakażenie krwi, teraz mówi się sepsa lub posocznica - uspokaja dr Witold Lesiuk, ordynator oddziału intensywnej opieki medycznej w DSK.
Sepsa to zakażenie całego organizmu mogące prowadzić do śmierci. Co roku w Polsce na sepsę zapadają setki ludzi, najczęściej ciężko chorzy w szpitalach. Zakażenia u zdrowych, młodych osób wywołuje drobnoustrój - meningokok. Bakteria ta u wielu osób siedzi w nosie lub gardle, nie robiąc krzywdy. Nosicielami jest około 10 proc. populacji. Tylko jedna setna procenta nosicieli choruje, ponieważ ich układ odpornościowy nie radzi sobie z bakteriami. Tak było w przypadku radzyńskim. Na sepsę meningokokową zmarła tam tydzień temu 19-letnia Sylwia. Chociaż u jedenastu osób z jej najbliższego otoczenia sanepid wykrył bakterie sepsy, osoby te czują się dobrze, są zdrowe. Przypomnijmy, że kilkanaście dni temu na sepsę zmarł 6-letni chłopiec z Wólki Lubelskiej.