Zataczający się policjant oddał swój samochód pijanemu koledze. Ten spowodował śmiertelny wypadek. Śledztwo w tej sprawie zakończyła puławska prokuratura.
Pili razem od rana: Janusz D., właściciel lombardu w Puławach i Paweł S., puławski policjant. 17 lipca spotkali się u Janusza D. Potem był rajd po knajpach. I wszędzie alkohol. Jeździli fordem Pawła S. Za kierownicę siadł Janusz D., który dostał kluczyki od policjanta. Postanowili pojechać do znajomych w Pająkowie. Tam znowu pili. Janusz D. jeździł po wódkę do sklepu. Po południu ruszyli w drogę powrotną. Obaj już się zataczali. Za kierownicą znowu usiadł właściciel lombardu. Około 18 dojechali do Góry Puławskiej. Kierowca za bardzo zbliżył się do prawej strony jezdni. Potrącił rowerzystkę. Kobieta zginęła na miejscu.
Ale Janusz D. pojechał dalej. Zatrzymał się dopiero na leśnej polanie. Pokłócił się z policjantem, który wysiadł z auta i poszedł dalej piechotą. Janusz D. dojechał jeszcze do warsztatu samochodowego. Ale tam już czekała na niego policja. Miał 1,7 promila alkoholu.
Został oskarżony o spowodowanie po pijanemu śmiertelnego wypadku i ucieczkę. – Przyznał, że najpierw prowadził samochód, ale po wyjeździe ze stacji benzynowej zamienił się miejscami z policjantem – mówi Marta Romańska, prokurator rejonowy w Puławach.
Policjant będzie odpowiadał za umożliwienie pijanemu znajomemu kierowania autem. Nie przyznał się do winy.