Nerki, wątroby i płuca martwych ptaków z terenu całego kraju zjeżdżają na Lubelszczyznę. Badają je naukowcy z Puław. Oni pierwsi będą wiedzieć, czy krakowskie i śląskie łabędzie były chore na ptasią grypę. I czy panika, jaka znów wybuchła, jest uzasadniona.
- Łabędzi z Krynicy nie badaliśmy, bo ich ciała były już w stanie zaawansowanego rozkładu. Ale już przyjechały do nas próbki z Krakowa. Prawdopodobnie dotrą jeszcze te z województwa poznańskiego i okolic Ustki - mówi Tadeusz Wijaszka, dyrektor PIWet.
W Puławach jest jedyne w kraju laboratorium, gdzie można wykluczyć lub potwierdzić obecność wirusa ptasiej grypy. Nic dziwnego, że wczoraj cała załoga instytutu została postawiona na nogi.
- Potrzebujemy co najmniej 72 godzin, żeby podać oficjalne wyniki testów. Szczególnie ostrożni musimy być teraz, gdy może chodzić o pierwsze ognisko choroby - wyjaśnia dyr. Wijaszka. - Dziś jestem na 50 proc. pewny, że ptasia grypa wystąpi w Polsce - dodaje.
Ryszard Reszkowki, powiatowy lekarz weterynarii w Lublinie, uspokaja. - Jeśli ktoś przejdzie obok zdechłego ptaka leżącego na chodniku, a nawet chorego, to się nie zarazi - tłumaczy Reszkowski.
Do Miejskiego Inspektoratu Weterynarii w Lublinie w ciągu ostatnich kilku miesięcy ludzie przynieśli kilkadziesiąt martwych ptaków. - Ciała obce, zatrucia, salmonelloza to główne przyczyny ich śmierci. Bliżej przyglądamy się wędrującym kaczkom, gęsiom, łabędziom. Zdechłych wróbli do Puław nie wozimy - dodaje Reszkowski.
Jeśli nawet ptasia grypa jeszcze do Polski nie dotarła, to niewykluczone, że pojawi się za kilka tygodni. Właśnie wtedy rozpoczną się migracje ptaków. - Większość gatunków ptaków przylatuje do nas zwykle na początku marca - informuje Małgorzata Piotrowska z Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych.
Choć przedstawiciele naszego rządu bagatelizują problem, weterynarze zalecają ostrożność. - Należy unikać dzikich łabędzi - radzi Jan Sławomirski, wojewódzki inspektor weterynaryjny. - Apelujemy, by ich nie dokarmiać i nie zbliżać się do nich.