
Lubelscy żeglarze w porę zdołali uciec przed burzą, która we wtorek rozpętała się nad jeziorami. Ale żywioł zabił co najmniej trzy osoby.

Wiatr w porywach osiągał prędkość 128 km na godzinę - mówi Agnieszka Grabowska, kierownik stacji meteorologicznej w Mikołajkach. Ale nad wodą mogło wiać jeszcze mocniej. - Nie spotkaliśmy się dotąd z tak silną burzą - przyznaje Grabowska. Nawet w jej placówce są zniszczenia. - Mamy pozrywane linie energetyczne. Pracujemy na agregatach prądotwórczych.
Na jeziorach wiatr zatopił blisko 50 łodzi. - Jachty przewracały się jak mydelniczki. A przecież płynęły ze złożonymi żaglami, na silnikach - mówi Danuta Wawrzyniak. - Ze swojego tarasu miałam widok jak na dłoni. To było przerażające. Mieszkam 26 lat w Mikołajkach, ale nigdy niczego takiego nie widziałam.
- Nadciągającą burzę było widać już co najmniej pół godziny wcześniej - opowiada Wojciech Sadowski, szef Yacht Klubu Polski Lublin, który feralnego popołudnia wraz z kolegą pływał w okolicach Giżycka. - Na południowym wschodzie powstała szara ławica chmur. Później chmura rosła, gęstniała i nadciągała nad jeziora. Ale oglądaliśmy to już z brzegu. Od razu tam zawróciliśmy.
• Wielu ludzi postąpiło podobnie?
Ale nie wszyscy żeglarze z Lublina mieli tyle szczęścia. Jedna z łodzi została poważnie uszkodzona - ma pogięty ster. Podczas burzy lublinianie musieli pośpiesznie wybierać wiadrami wodę wdzierającą się na pokład. Na szczęście nikomu nic się nie stało.
W sumie rannych zostało 17 osób. Wczoraj wiadomo było już, że trzy inne zginęły. Ale ta liczba może wzrosnąć, bo nadal nieznany jest los dziewięciu osób uznanych za zaginione: siedmiu mężczyzn i dwóch kobiet. - Wśród nich nie ma mieszkańców województwa lubelskiego - uspokaja Izabela Niedźwiecka z biura prasowego warmińsko-mazurskiej policji. - W poszukiwaniach uczestniczą dwa śmigłowce i samolot Wilga. Mamy kamery termowizyjne i grupę płetwonurków - wylicza. W akcji pomaga Straż Graniczna, Żandarmeria Wojskowa, straż pożarna i wodniacy.
Tuż po zdarzeniu z wody wyłowiono ok. 84 osób. - Większość nie miała na sobie kapoków - przyznaje Paweł Czubiński z Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Giżycku. - 95 proc. z nich nie miało żadnych środków zabezpieczających.
Czytaj też w jutrzejszym Magazynie