Tyle można zarobić za wyszukanie kobiety do pracy w zagranicznych agencjach towarzyskich. I choć przedstawiciel firmy zapewnia, że taka współpraca jest legalna, policja mówi wprost: To handel ludźmi.
Próbujemy skontaktować się z ogłoszeniodawcą. Nikt się nie zgłasza. Za to wieczorem odbieramy połączenie z holenderskiego numeru telefonu. – Ktoś do mnie dzwonił z tego numeru – w słuchawce słychać głos młodego mężczyzny. Mówi płynnie po polsku. Kiedy pytamy, czy chodzi o wyszukiwanie kobiet do agencji towarzyskich, przytakuje. – Mamy agencję w Holandii i szukamy kobiet do pracy. Chodzi o to, żebyśmy sami nie musieli latać za dziewczynami.
Zapewnia, że osobie, która podejmie się takiej pracy, nie grożą konsekwencje. – Tak długo, jak długo pani nikogo nie zmusza, a one jadą z własnej woli jako dziewczyny do towarzystwa. Chodziłoby o to, żeby wyszukiwać te dziewczyny, przesyłać nam zdjęcia i numery telefonów. A tak naprawdę, wolałbym, żeby były od razu gotowe do wyjazdu.
• Ile można zarobić?
– Za każdą dziewczynę, która przyjedzie na miejsce, płacimy 3 tys. zł – mówi mężczyzna.
Gdy pytamy o stronę internetową lub dane firmy, odsyła nas do niemieckiej strony z klubami. – Nasz nazywa się Dolce Vita. Na stronie wita nas mapka z klubami erotycznymi na terenie całych Niemiec. W zakładce z nazwą Dolce Vita jest adres lokalu w Düsseldorf-Reisholz, krótki opis i zdjęcia. Nie brakuje komentarzy klientów. "Byłem dziś u was, poszedłem z Kristin na godzinkę do pokoju, szaleństwo!!!” – czytamy jeden z nich. "Jak dla mnie to jest trochę za dużo lasek z Rumunii, które od razu ciągnęły mnie do pokoju. 50 euro za pół godziny seksu też jest do przyjęcia” – komentuje kolejny internauta.
Policja nie ma wątpliwości, że pomaganie takim klubom w wyszukiwaniu kobiet jest karalne. – To ewidentne przestępstwo: handel ludźmi – mówi Janusz Wójtowicz z lubelskiej policji. – Sama prostytucja nie jest karalna, ale czerpanie korzyści z czyjejś prostytucji jest przestępstwem.
Jak informuje La Strada – Fundacja Przeciwko Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu, to pośrednicy, a nie mocodawcy stają przed sądami. – Firmy wyszukują rekruterów i nawet im płacą, ale jak rekruterzy idą siedzieć, to nagle urywa im się kontakt z firmą. Druga możliwość jest taka, że tak zwana firma ustala, że wynajmie tej osobie adwokata – mówi Irena Dawid-Olczyk z zarządu fundacji.
Za handel ludźmi grożą co najmniej trzy lata więzienia.