Chodel. Gdyby nie skandaliczna decyzja sądu, Dorota W. z Chodla by żyła. Sędzia wypuścił jednak jej męża z aresztu. Choć ten za znęcanie się nad rodziną miał siedzieć do kwietnia.
Policja zatrzymała mężczyznę w połowie stycznia po interwencji domowej. Jego żona złożyła zawiadomienie, że się nad nią znęca. Prokuratura wystąpiła o jego aresztowanie. Uznała, że Marek W. stwarza zagrożenie dla żony.
- Skierowaliśmy wniosek o areszt w obawie, że Marek W. może popełnić kolejne przestępstwo przeciwko życiu i zdrowiu - mówi Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Sąd w Opolu go aresztował, a w czwartek Sąd Okręgowy w Lublinie jednak zlitował się nad nim i go wypuścił.
- Dowiedzieliśmy się o tym w sobotę nad ranem. Byliśmy zszokowani. Nie rozumiem, jak można było go wypuścić. Przecież córka bardzo często uciekała przed nim do nas. Zanim go aresztowali, przemieszkała u nas prawie miesiąc czasu - mówi ze łzami w oczach Bartłomiej Kot, ojciec Doroty W.
- Miała na szyi podłużną ranę zadaną ostrym narzędziem - mówi Jerzy Strawa z policji w Opolu Lubelskim.
Marek W. został zatrzymany już po kilkunastu minutach w pobliżu domu.
- Widziałam jak go zabierali. Nie chciał się poddać, wyzywał policjantów. Musieli go siłą ciągnąć - mówi sąsiadka.
Dorota bardzo często szukała pomocy i schronienia dla siebie i dwóch synów w domu rodzinnym. - To był drań, zdemolował całe mieszkanie. Nie pracował. Siostra cała rodzinę musiała utrzymywać. Wielokrotnie było zgłaszane na policji, że znęca się nad Dorotą - mówi druga siostra Renata Januszczak.
Marek W. po zatrzymaniu miał w trzy promile alkoholu. W niedzielę trzeźwiał w izbie zatrzymań. W poniedziałek zostanie przesłuchany w prokuraturze.
W niedzielę nie udało nam się skontaktować z rzecznikiem Sądu Okręgowego w Lublinie.
Do sprawy wrócimy.