Jechałam całą noc, żeby w końcu przytulić moją kruszynkę - mówiła dziś ze łzami w oczach pani Aleksandra z Gdyni, nie wypuszczając chłopczyka z rąk.
Jaś urodził się w kwietniu. Cierpi na ciężką, nieuleczalną chorobę genetyczną - mukowiscydozę. Matka zostawiła go tuż po narodzinach. Jego brat bliźniak, który miał ciężką postać tej samej choroby, zmarł.
Chłopczyk przez pół roku przebywał w szpitalu w Poniatowej, bo żaden inny szpital, ani domy dziecka nie zgodziły się go przyjąć. Jaś co kilka godzin musi mieć inhalację i odciągany śluz, przyjmuje leki. Inaczej mógłby się udusić. Dlatego nie było łatwo znaleźć dla niego rodzinę zastępczą. Ale w końcu zgłosiło się małżeństwo z Bielska-Białej. Zaopiekować się chłopcem chciała również pani z Gdyni. Obie rodziny kilka tygodni temu złożyły odpowiednie wnioski do lubelskiego sądu. Równo tydzień temu lubelski Sąd Rejonowy wreszcie zdecydował - nieuleczalnie chory niemowlak pojedzie do nowej rodziny do Gdyni.
Pani Aleksandra miała zabrać go do domu w piątek. Ale Jasio nabawił się infekcji i trafił do szpitala w Lublinie. Dziś odwiedziła go nowa mama wraz z przyszłą mamą chrzestną. - Obie popłakałyśmy się ze wzruszenia - nie kryła szczęścia pani Ola. - A co najważniejsze, mogę się starać o adopcję, bo biologiczna matka Jasia zrzekła się do niego praw. I będzie już zawsze mój.
Jutro chłopczyk zostanie przewieziony z DSK do szpitala w Gdańsku. Stamtąd po zakończeniu leczenia trafi do nowego domu. - Wszystko mam dla niego przygotowane. Pokój, ubranka, wózek, łóżeczko. Będziemy chodzić na spacery nad morze - mówiła pani Ola. (mm)