Ludzie mający problem ze zdaniem egzaminu na prawo jazdy, coraz częściej wyjeżdżają na Ukrainę. Tam zdawalność wynosi aż 99 procent za pierwszym podejściem. Ci, którzy chcą mieć 100 proc. pewności, opłacają ukraińskich urzędników.
Za granicę trzeba wyjechać dwa razy, np. do Lwowa, Łucka czy Kijowa. – Podczas pierwszego należy się na Ukrainie czasowo zameldować. To dla obcokrajowca konieczny warunek, aby móc zdawać tam na prawo jazdy – wyjaśnia pan Sławomir.
– Koszty? 100–150 dolarów do kieszeni urzędnika w tamtejszym urzędzie. A po miesiącu czeka nas kolejny wyjazd na Ukrainę. Aby zdać egzamin i odebrać dokument.
W Internecie bez problemu można znaleźć informacje o kursach na prawo jazdy za wschodnią granicą. – Wiem, że są dwie drogi. Pierwsza to normalny kurs i łatwy egzamin. Na Ukrainie zdawalność wynosi 99 proc. za pierwszym podejściem. Druga, to łapówka i całkowicie bezstresowe uzyskanie dokumentu – mówi Maciej Kulka, właściciel szkoły jazdy w Lublinie. – Słyszałem, że taki "kurs nauki jazdy” kosztuje tysiąc dolarów w przypadku kategorii B i 1200 dolarów na ciężarówkę.
– Załatwiamy wszystkie formalności. My jesteśmy tylko pośrednikiem. Cena jest umowna, uzgadniana na miejscu – usłyszeliśmy w jednej z firm organizujących wyjazdy na Ukrainę po prawo jazdy.
Świeżo upieczeni posiadacze ukraińskiego prawa jazdy zgłaszają się z nim do polskiego wydziału komunikacji w miejscu zamieszkania. Składają wniosek o wymianę zagranicznego dokumentu na polski. Po załatwieniu formalności i wniesieniu niewielkich opłat po ok. dwóch miesiącach mają polski dokument w kieszeni.
– W przypadku wymiany prawa jazdy wydanego przez państwo niebędące państwem członkowskim Unii Europejskiej, np. Ukrainę, musimy sprawdzić jego legalność. Po ustaleniu autentyczności wydajemy polski dokument. Przeciętnie weryfikacja trwa do dwóch miesięcy. W tym roku mieliśmy już kilkadziesiąt takich przypadków – mówi Tadeusz Franaszczuk z Wydziału Komunikacji Urzędu Miasta w Lublinie.