Leszek K. w więzieniu na Rickers Island: "Mówiłem polskim policjantom, jak 3 czerwca br. sam wzywałem straż pożarną, bo inni bezdomni wywołali pożar na nabrzeżu paląc opony. Zostałem oskarżony, że to ja... tak podpaliłem magazyny 2 maja br.”
Dodajmy od razu: wersja zgadza się z tym, co mówi Zbigniew Sarna, właściciel ośrodka wypoczynkowego w Pond Eddy koło Port Jarvis. Leszek K. twierdzi, że udał się do Sarny z końcem kwietnia, a wrócił 14-15 maja br. z powrotem na Greenpoint. Nie miał wcale takiego zamiaru, ale namówił go kolega, z którym razem pracował. Teraz przeklina...
O pożarze magazynów dowiedział się od kolegów-bezdomnych zamieszkujących okolice McCarren Park, niedługo po przyjeździe. Oczywiście oglądał miejsce, dyskutował z innymi, jak mogło dojść do katastrofy. 3 czerwca br., w swoje imieniny, Leszek K. poszedł na nabrzeże... łowić ryby.
- Chłopaki palili tam kable, żeby wytopić miedź. Podlewali paliwem, jakie ściągali z okolicznych aut. Tak się rozpaliło, że nie mogli tego opanować. Pobiegłem zadzwonić po straż pożarną. Dwa wozy przyjechały gasić... - wspomina.
- Następnego dnia, 4 czerwca br. szedłem sobie Lorimer Street do McCarren Parku, jak nadjechał radiowóz z posterunku na Greenpoincie. Była w nim polska policjantka Iwona. Stanęła. Powiedziała, że od mego kumpla Mikołaja wie, że wiem o wypalaniu kabli i w ogóle znam dobrze nabrzeże. Poprosiła, abym z nią pojechał i pokazał jej te miejsca. To pojechałem...
Policjantka chodziła z Leszkiem K., a ona snuł swoje przypuszczenia co do pożaru. Powiedział też o incydencie z dnia imienin. Iwona zabrała go na komisariat. Tam rozmawiali już we trójkę, bo dołączył inny policjant, Sławek. Efekt był taki, że... powieźli rodaka na policję na Manhattan. Trzymali go dobę, po czym odstawili do aresztu przy Hoyt Street i ostatecznie na Rickers Island.
Leszek K. nic z tego nie rozumie. Twierdzi, że policjantom wszystko się "musiało pomylić”. To, że on wezwał strażaków 3 czerwca, bo się kumplom ognisko z opon i kabli za bardzo rozbuchało, gliniarze "odczytali”, jako opis tego, co było 2 maja br. Oczywiście w wykonaniu lublinianina.
Przyczyn takiego - powiedzmy - "ostrego” podejścia policji dopatruje się w tym, że kiedyś nie poszedł do sądu na sprawę o drobny wypadek. Inną hipotezą jest motyw złości, jaką może mieć do niego Josh Guttman, właściciel magazynów.
Kiedyś, na nabrzeżu, naśmiewał się z Polaka, że zbiera złom. Doszło do utarczki. Guttman chciał lublinianina uderzyć, ale tak niefachowo, że sam... wpadł do wody. Leszek K. podejrzewa, że Guttman postanowił się jakoś zemścić.
Lublinianin wyjaśniał też inną kwestię. Oparzeń. U Sarny grabił liście i je palił. Robił to za blisko drzewa i zajęła się gałąź. Kolega właził na sosnę, żeby gałąź odrąbać, a Leszek K. walczył z ogniem depcząc płonące liście. Stąd te oparzenia.
Polak, mimo swej sytuacji, zachowuje optymizm i nawet dobry humor. Uważa, że wszystko się w końcu wyjaśni i wyjdzie na wolność. Do czwartku przebywał w więziennym szpitalu. Był traktowany dobrze. Doskwiera mu jedynie brak możliwości... palenia papierosów.
Jego brat Jerzy K. dodaje, że przede wszystkim może Leszkowi dokuczać brak okularów. Jest krótkowidzem, a wada wzroku stale się pogłębiała. Nosił ostatnio szkła minus 6 dioptrii. Na trzy kroki nie mógł rozpoznać kto przed nim stoi.
- Brat pewnie zgubił okulary. Trzeba mu dostarczyć nowe. Może potrzebuje jakichś leków, czystej bielizny. Prosiłem konsulat w Nowym Jorku o zajęcie się bratem, ale nie mam odpowiedzi na moje pismo - mówi Jerzy K.
Konsul Wojciech Łukasiewicz, szef działu prawnego Konsulatu Generalnego RP w Nowym Jorku potwierdza, że pismo dotarło ["Dziennik Wschodni” cytował je w oryginale]. Konsul do więzienie się nie wybiera, ale pójdzie do sądu na rozprawę Leszka K. Miał się odbyć w dniu dzisiejszym (poniedziałek), ale sędzina odroczyła ją bezterminowo. Konsul dodaje, że w obronę Polaka ma się zaangażować także polonijny adwokat.
Jak wiadomo, skutecznie robi to już prawnik amerykański Samuael Getz z Legal Aid Society, organizacji bezpłatnie oferującej pomoc potrzebującym. Ten znany prawnik jest przekonany o niewinności Polaka i twierdzi, że powinien niebawem opuścić więzienie.
- Nie do końca rozumiem na czym ma polegać uczestnictwo polonijnego Adwokata - mówi Jerzy K. - W prasie polonijnej już czytam, że się sprawą zajmuje i na bieżąco kontaktuje się z rodziną. Nie rozmawiał jednak ani ze mną, ani z bratową. Na moje telefony do niedzieli nie odpowiadał. Nasze stanowisko jest jasne: prawnik ten powinien pozostawać w kontakcie z mecenasem Samuelem Getzem i ściśle z nim współpracować. Powiem mu to przy najbliższej okazji. Oczywiście, jako rodzina też chcemy wiedzieć, co robi i co planuje...
Jak dowiadujemy się, do weekendu Konsulat Generalny RP dalej nie został oficjalnie powiadomiony o fakcie zatrzymania obywatela RP przez stronę amerykańską. Leszek K. siedzi jednak na Rickers Island ponad wszelką wątpliwość. Ewentualna akcje konsularna nie wydaje się w tej sytuacji nadmiernym ryzykiem. Zwłaszcza, że prosi o nią na piśmie rodzina.
Waldemar Piasecki, Nowy Jork
ZARZUTY PROKURATURY
Leszkowi K. prokurator postawił nastepujące zarzuty: podpalenie 4. stopnia (nieumyślne); włamanie 3 stopnia; nieumyślne działanie 1. i 2. stopnia, a także kradzież mienia nieznacznej wartości. W sumie grozi mu za to nawet 15 lat więzienia. To wiadomość zła. Dobra jest taka, że zarzuty postawiono jeszcze nim pojawił się wątek silnego alibi, jakie daje lublinianinowi Zbigniew Sarna, w którego posiadłości pracował, gdy wybuchł pożar.