Nie nowe technologie, ani specjalne strefy ekonomiczne, a regionalne przysmaki są w stanie wypromować Lubelszczyznę w Europie
W niedzielę w skansenie lubelskim można było spróbować aż 150 potraw. To rekord w historii konkursów "Nasze kulinarne dziedzictwo”. Na niedawno zakończonym Festiwalu Kaszy i Żurawiny "Gryczaki 2007” w Janowie Lubelskim bawiło się kilka tysięcy osób. W przeciwieństwie do filmowego festiwalu "Dwa Brzegi” w Kazimierzu Dolnym i Janowcu nad Wisłą, gdzie sale świeciły pustkami. - Macie dobrą ziemię, powstają tu kwatery agroturystyczne, a festiwal kaszy dowiódł, że bogaty Niemiec dobrze tu zje. Tego się powinniście trzymać - mówi dr Grzegorz Russak, prezes Polskiej Izby Produktu Regionalnego i wieloletni dyrektor Domu Polonii w Pułtusku, który z pomocą kresowych potraw i nalewek ściągał tam tysiące turystów z całego świata.
Do promocji przysmaków z Lubelszczyzny włączają się organizacje agroturystyczne, stowarzyszenia i nieformalne kluby zakładane przez ludzi zafascynowanych tradycją i kuchnią regionalną. - Teraz chodzi o to, żeby z naszymi produktami przebić się do Unii. Na przykład z gryczakiem, który jest lepszy od oscypka. Ale zaczniemy od Warszawy - mówi Łukasz Drewniak, dyrektor Janowskiego Ośrodka Kultury. Drewniak, który wymyślił festiwal kaszy, chce zebrać mieszkańców powiatu janowskiego, namówić ich na przygotowanie większej ilości regionalnych produktów i zawieźć do Warszawy. I tam częstować przysmakami z Lubelszczyzny.
Kolejny pomysł na promocje to kulinarne wioski tematyczne. - Od dziesiątków lat robiło się u nas gliniane garnki. Chcemy zrobić festiwal potraw z kociołka i ściągnąć turystów z Warszawy - mówi Zenon Powęska, sołtys Łążka Ordynackiego. Gospodarze z Momot chcą specjalizować się w wędzonym karpiu z kopciuchy, który zrobił karierę na Gryczakach 2007. - Przy okazji dadzą turystom powędrować, podwędzić i przenocują ich na kwaterach - dodaje Drewniak.