Współpracownik TV Trwam chciał filmować wczorajszą sesję Rady Miasta Bełżyce. Ale Przewodniczący rady wezwał policję.
Sesja bełżyckiej Rady Miasta zaczęła się o godz. 9. Marian Widelski jak zwykle przyszedł z kamerą. Usłyszał, że ma ją wynieść. Odmówił. Wtedy Zbigniew Król, przewodniczący Rady Miasta, wezwał policję. - Powiedział, że na sali obrad znajduje się dziennikarz filmujący sesję, który nie powinien tego robić - mówi Magdalena Jędrejek z biura prasowego Komendy Miejskiej Policji w Lublinie.
Przewodniczący podsunął policjantom uchwalony 28 listopada regulamin rady. Dokument mówi jasno, że kamerzyści muszą uzyskać od radnych zgodę na nagrywanie sesji i mogą filmować tylko z wyznaczonego miejsca. - Ale stamtąd widać zaledwie połowę radnych - protestuje Marian Widelski. Przyznaje, że współpracuje z TV Trwam, ale radnych nagrywa do swojego archiwum.
- Każdorazowe filmowanie przez pana musi być wpisane do protokołu i podpisane przez przewodniczącego - stwierdził sierż. Tomasz Dudek z bełżyckiego posterunku po lekturze regulaminu.
Dopiero brat kamerzysty, radny Grzegorz Widelski, uświadomił policjantom, że posiedzenia rady może swobodnie nagrywać kto chce i pokazał konkretne przepisy, m.in. z konstytucji.
- Kiedy dziennikarz powołał się na konstytucję, przewodniczący został pouczony przez funkcjonariusza, że chciał zakazać filmowania bezprawnie - mówi Jędrejek. - Bo nie ma prawa zabronić tego, co jest odgórnie dozwolone.
Gdy policjanci wyszli Król wznowił obrady. I poddał pod głosowanie to, czy kamerzysta może filmować sesję. Wynik? Nie może. - Ogłaszam przerwę do czasu wyniesienia sprzętu, którym posługuje się pan Marian Widelski - oznajmił przewodniczący.
- W czym nam przeszkadza Widelski? Nie siedzi na swoim miejscu, a goście nie mają gdzie usiąść - mówi Król.
• Ale dziś nie ma gości.
- A skąd pan wie, że nie będzie?
Król przekonuje też, że materiały Widelskiego są tendencyjne i wystarczy, że obrady filmuje kamerzysta wynajęty przez magistrat.
Widelski liczy, że wojewoda uchyli regulamin rady. - Ta uchwała jest już przez nas analizowana - informuje Rafał Przech z Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Radni wrócili na salę dopiero ok. godz. 16, gdy kamerzysta skapitulował. - Musiałem wyjechać do Lublina - tłumaczy.
To nie pierwsza jego przygoda z radnymi. 29 sierpnia też uchwalili, że ma wynieść sprzęt. Przewodniczący groził nawet siłowym usunięciem Widelskiego, ale do rękoczynów nie doszło.