Oprócz niego na ławie oskarżonych zasiedli wspólnicy Grzegorz R. oraz Marta K. Wszyscy przyznali się do winy.
Chłopca uprowadzono 31 lipca. Około 11 Konrad B. kazał młodszemu bratu i kuzynowi przyprowadzić pięciolatka do kawiarenki internetowej. Mówił, że chce braciszka nauczyć gier komputerowych. Trochę z nim pograł, po czym wyprowadził malca na zewnątrz. Wrócił już bez dziecka. Powiedział, że chłopiec został na placu zabaw. Okazało się jednak, że nikt nie wie gdzie pięciolatek się znajduje. Późnym wieczorem w domu rodziców chłopca zadzwonił telefon. Ktoś kazał przygotować 20 tys. zł okupu i nie zawiadamiać policji. Za drugim razem przekazał, w jaki sposób mają być dostarczone pieniądze.
Na wczorajszej rozprawie Konrad B. odmówił składania wyjaśnień. Odczytano to co mówił w prokuraturze, gdzie twierdził, że pomysł porwania wyszedł od jego znajomej Marty K. Zgodził się. On miał wymyślić jak wywabić brata z domu, a dziewczyna miała zorganizować samochód. Autem kierował Grzegorz R., który wczoraj tłumaczył, że myślał, iż wynajęto go do opieki nad malcem i dopiero wieczorem zorientował się, że chodzi o porwanie. Za tysiąc złotych zgodził się zadzwonić do rodziców dziecka z żądaniem okupu.
- Porwanie było inicjatywą Konrada - utrzymywała z kolei Marta K. - Jest mi wstyd, że brałam w tym udział.
Dziecko do późnego wieczora oglądało bajkę w mieszkaniu, go którego zawieźli je porywacze. Gdy okazało się, że nie doszło do przekazania okupu - wypuścili malca w okolicach jego domu. Kolejna rozprawa w kwietniu.(er)