Spuściłeś czworonoga ze smyczy? Miej się na baczności. Strażnik miejski będzie śledził psa tak długo, aż trafi za nim do Ciebie.
Wiesław Gramatyka, komendant zamojskiej Straży Miejskiej, obwieścił właśnie, że koniec z tolerancją dla wałęsających się czworonogów. - To mój pomysł, ale przyznaję, że działamy na wniosek radnych, którzy idąc do Ratusza ślizgają się na psich odchodach - wyjaśnia.
Gdy strażnik zobaczy wałęsającego się psa ma "wsiąść mu na ogon” i w ten sposób dotrzeć do właściciela. Takie są założenia. - Jak to ma w praktyce wyglądać? - zastanawia się 60-letnia mieszkanka zamojskiej Starówki. - Gdy moja suka ma cieczkę, na podwórko schodzą się całe gromady psich kawalerów. A jak za tymi psami przyjdą strażnicy, to co, za każdego zwierzaka dostanę mandat?
Ale pomysł podobno zaczyna się sprawdzać. Strażnicy twierdzą, że namierzyli już właścicieli ośmiu wałęsających się psów. Wszyscy mieszkają na zamojskim Starym Mieście. Na razie pechowcy zostali pouczeni. Niebawem mogą posypać się mandaty, po 250 zł każdy. - Mamy ograniczone możliwości, dlatego tropimy psy jedynie na Starym Mieście - zastrzega komendant. - Nie ma możliwości, żeby chodzić za nimi po całym mieście. Psy wałęsające się po Starówce, zawsze mają właścicieli na Starówce.
Alina Smoleń, mieszkanka jednej ze staromiejskich kamienic, pochwala zapał komendanta. - Miasto odpacykowało nam w kamienicach tynki, ale bramy nadal brzydko pachną - mówi. - Może teraz to się zmieni.
Jolanta Nowicka mieszka przy ul. Brzozowej, prawie trzy kilometry od Starego Miasta. Często obserwuje na osiedlu wałęsające się gromadami psy. - Nie są bezpańskie, ale zagrażają dzieciom wracającym ze szkoły - mówi. - Strażnicy powinni ich właścicieli dyscyplinować. Starówka jest ważna, ale u nas także znajdzie się gromada psiaków do tropienia.