Bezsensowne ograniczenia prędkości są zmorą polskich kierowców - mówi Grzegorz Gorczyca, prezes Automobil-klubu Chełmskiego. I nawet policja przyznaje, że znaków jest u nas za dużo. Zróbmy z tym porządek!
Informację o akcji "Stop głupim ograniczeniom prędkość” zamieściliśmy już na naszej stronie internetowej. Internauci odpowiedzieli natychmiast. - Trasa krajowa 82 Lublin-Łęczna. Na granicy pow. łęczyńskiego ograniczono prędkość do 70 km/h.
To niczym nieuzasadnione. Znak postawiono po głośnym wypadku w odległej o kilka kilometrów Zofiówce. A przecież do tego zdarzenia nie doszło z powodu zbyt szybkiej jazdy, lecz dlatego, że kierowca wyprzedzał na skrzyżowaniu - napisał internauta podpisujący się "turysta”.
Podobnych przykładów nie brakuje. - Znak ograniczający prędkość do 40 km/h postawiono na dwupasmówce Świdnik-Lublin, przed ul. Doświadczalną - mówi Aleksander Grenda, który często przemierza tę trasę. - Po co? Ze względu na pobliską budowę? Przecież tam nie ma żadnych zagrożeń. Za to policja ma świetną okazję, aby polować z fotoradarem.
Nawet policjanci przyznają, że przy polskich drogach jest za dużo znaków. - Dlatego kierowcy je ignorują. Poza tym, to nie prędkość zabija, ale niedostosowanie szybkości do warunków na drodze - zauważa Arkadiusz Kalita z lubelskiej drogówki i dodaje: Są miejsca, w których można podnieść dozwoloną prędkość, ale są i takie, gdzie należy ją zmniejszyć.
Drogowcy wraz z policjantami prowadzą właśnie wiosenny przegląd oznakowania na drogach krajowych. - Czekamy na sygnały od kierowców, którzy swe spostrzeżenia mogą zgłaszać za pośrednictwem redakcji Dziennika Wschodniego.
Miejsca, które wskażą przeanalizujemy w pierwszej kolejności. Nasi pracownicy podczas wizji lokalnej sprawdzą, czy ograniczenie prędkości lub też ustawienie znaków informujących o obszarze zabudowanym jest zasadne - deklaruje Krzysztof Nalewajko, rzecznik Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad w Lublinie.