Prezes spółdzielni „Wspólnota” woli przegraną w sądzie,
niż podpisanie z mieszkańcami wieżowca przy ul. Staszica 5 w Łęcznej aktów notarialnych. Ale zapewnia, że dokumenty podpisze. Gdy skończy budowę garaży.
Od kilku miesięcy ponad 50 lokatorów toczy wojnę z prezesem swojej Spółdzielni Mieszkaniowej „Wspólnota”. Spółdzielcy „Wspólnoty” jako jedyni w Łęcznej rozpoczęli proces uwłaszczenia.
Tymczasem spółdzielnia, mimo sprzeciwu mieszkańców, rozpoczęła budowę podziemnych garaży na działce przylegającej do ich bloku. Dojazd do budowy prowadzi przez działkę, której współwłaścicielami staliby się mieszkańcy ul. Staszica 5 po podpisaniu aktów notarialnych.
– Kilka razy przekładaliśmy spisanie aktów u notariusza, bo prezes nie chce go podpisać – denerwuje się Krystyna Baran. – Chcemy się szybko wyodrębnić, aby nie spłacać długów spółdzielni, w które niechybnie popadnie, budując garaże, nie mając na nie chętnych.
– Na posiedzeniu rady nadzorczej prezes powiedział, że nam aktów nie podpisze – dodają inni. Spółdzielcy poszli nawet do biura posłanki Gabrieli Masłowskiej, walczącej o uwłaszczenia. Zaraz potem przewodniczący rady nadzorczej, Zbigniew Tadyniewicz, należący do Stowarzyszenia Uwłaszczeniowego, przyniósł do pani Baran pismo, w którym twierdzi, że w sporze z prezesem lokatorzy mają rację.
Tymczasem pracownicy spółdzielni roznieśli mieszkańcom inne pismo. „Wspólnota” straszy ich, że za dalsze utrudnianie realizacji budowy garaży i wynikający stąd wzrost kosztów, będzie się od nich domagać odszkodowań. – Straszę i nie boję się tego słowa – twierdzi Krzysztof Sugier, prezes SM „Wspólnota”. – Już raz budowa była na miesiąc wstrzymana. Wolę być z nimi w sporze, liczę się nawet z przegraną w sądzie, ale lepsze to niż zatrzymanie inwestycji. Bo dopóki nie są właścicielami ułamkowej części działki, która przylega do budowy, nie są dla urzędów stroną. Gdyby byli, to zatrzymaliby inwestycję. A to jest ich prawdziwa intencja.
Według prezesa, przewodniczący rady nadzorczej nie miał prawa wystosowywać pisma do mieszkańców. – Gdyby nie budowa już dawno bym im podpisał akty własności – przyznaje prezes. – Kiedy to zrobię? W stosownym czasie. Może gdy zakończy się inwestycja, gdy ich obawy ustąpią lub zmusi mnie wyrok sądu.
– Napisaliśmy do wojewody, napiszemy do ministra budownictwa i oddamy sprawę do sądu. Nie damy się zastraszyć – mówi Krystyna Baran.