Ponad 350 razy w ostatnich trzech dniach nasi strażacy wyjeżdżali do pożarów traw. Jednostki z Lublina ściągają do pomocy ochotników z całego powiatu, bo nie nadążają z gaszeniem.
Apele strażaków nie przynoszą skutku. Dlatego mundurowi chcą poprosić o pomoc księży.
- W środę rano będę u arcybiskupa Józefa Życińskiego na śniadaniu i, jeżeli jest taka potrzeba, poruszę ten temat - zapowiada ks. Mirosław Ładniak, kapelan lubelskiej straży. - Może pomoże głos księży z ambon - podkreśla Starko.
Tylko w Lublinie od początku kwietnia straż musiała wyjeżdżać do płonących nieużytków ponad 120 razy. W niedzielę 4 jednostki gasiły 8 hektarów przy ul. Torowej na Ponikwodzie. W poniedziałek aż 5 jednostek zmagało się z płonącymi 5 hektarami przy ul. Poligonowej.
Płoną łąki, pastwiska, pasy przydrożne, rowy i nieużytki. - Ludzie nie zdają sobie sprawy, jakie to może mieć konsekwencje - podkreśla Starko. - Przy dużym wietrze nawet mały pożar może natychmiast się rozprzestrzenić.
- A jeżeli nasze samochody i ludzie pracują w terenie, i w tym samym czasie wybucha pożar w mieszkaniu lub następuje wypadek? - pyta Starko. - Dotrzemy tam. Ale później. Nietrudno przewidzieć skutki.