2,8 promila alkoholu miał kierowca PKS z Opola Lubelskiego. Pędził autobusem całą szerokością jezdni.
W poniedziałek rano 44-letni Ryszard T. wyruszył autobusem z Opola Lubelskiego. Miał wieźć pasażerów do Świdnika. Po policję zadzwoniła żona kierowcy samochodu, który jechał za "pijanym pekaesem”.
- Mężczyzna nie mógł wyprzedzić autobusu, gdyż ten jechał całą szerokością drogi - opowiada Janusz Wójtowicz, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. - Jeszcze bardziej zaniepokoił się, gdy w okolicach przystanków autobus zwalniał, a pasażerowie wyskakiwali w biegu. Bo drzwi cały czas były otwarte. W każdej chwili mogło dojść do nieszczęścia.
Policja, po otrzymaniu alarmującego telefonu, wysłała trzy radiowozy. Dogoniły autobus PKS-u w Białowodach. Jego kierowca, Ryszard T., był już obezwładniony. Tragedii zapobiegł kierowca osobowego auta, który wykorzystał moment, kiedy pirat wreszcie zatrzymał swój pojazd na przystanku.
- Wskoczył do autokaru, zaciągnął hamulec ręczny, wyłączył silnik i wyrwał kierowcy kluczyki - relacjonuje Wójtowicz. - Policjanci nadjechali, gdy już wytaszczył zza kierownicy prawie nieprzytomnego kierowcę. Ryszard T. nie kojarzył, co się wokół niego dzieje.
Dzisiejszą noc i dzień pijany kierowca trzeźwiał w policyjnej izbie zatrzymań. Nie będzie ukarany w przyśpieszonym trybie, bo policja chce mu postawić zarzut spowodowania zagrożenia katastrofą w ruchu drogowym. Grozi za to do ośmiu lat więzienia. Za tak poważne przestępstwo odpowiada się na zwykłym procesie.
Policjanci będą też ustalać, jak to się stało, że tak pijany kierowca został dopuszczony do pracy.