Od prawie 10 lat Grzegorz Guz z Pieniek (gm. Serokomla) zmaga się z wodą i z gminą. Zalane fundamenty, zgniłe podłogi i fragmenty ścian. Wszystko za sprawą rowów odwadniających, które zostały zasypane.
- Już tego nie wytrzymujemy. Chyba nikt nie chciałby mieć stojącej wody w domu - mówi zdenerwowany Stanisław Guz, ojciec pana Grzegorza.
Sprawa ciągnie się od 2000 r., kiedy Lubelszczyznę nawiedziła fala powodzi.
- Od razu zgłosiliśmy sprawę do gminy, ale do tej pory nie ma żadnych rezultatów - opowiada pan Grzegorz.
Mimo że wniosek został rozpatrzony pozytywnie, budowa do tej pory nie ruszyła.
- Pan Guz upiera się, chociaż nie ma racji. Tu nie chodzi o rowy, podłoga gnije im dlatego, że jest pod nią ziemia - komentuje Krzysztof Stępniak, wójt gminy Serokomla. - Poza tym, potrzebna jest zgoda wszystkich mieszkańców.
Tymczasem większość jest przeciw.
- Postawili płoty tuż przy drodze. Musieliby je usunąć - wyjaśnia pan Grzegorz. - Gmina umywa ręce, chociaż dotyczy to jej gruntów.
Jak się okazuje, stojące przy jezdni ogrodzenia są również niebezpieczne.
- Sam miałem jakiś czas temu wypadek. Potrącił mnie samochód i o mały włos nie uderzyłem właśnie w jeden z płotów - opowiada pan Grzegorz. - Dziwię się tym ludziom, większość z nich ma małe dzieci, przecież w każdej chwili może dojść do tragedii…
Wniosek został przekazany do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Łukowie.
- Na początku kwietnia była kontrola, teraz czekamy na dokumenty z gminy - mówi Józef Płudowski z PINB. - Musimy zbadać, czy rzeczywiście zaszły jakieś nieprawidłowości. Sprawdzimy, czy rowy były uwzględnione w tej inwestycji, czy chodziło tylko o drogę.
Gmina ma czas do połowy maja.
- Jeśli w tym terminie nie ustosunkuje się do sprawy, to niewykluczone, że wydamy nakaz wykopania tych rowów - zapowiada Płudowski.
- Nie wiem, o jakie dokumenty chodzi i pierwsze słyszę, że mamy przesłać jakąkolwiek odpowiedź - komentuje Stępniak.
Za kilka dni do sprawy wrócimy.