Mariola Kowalczyk z Kąkolewnicy wysyła dziś swoją 11-letnią córkę do szkoły. Mimo że w jej szkole strajkują wszyscy nauczyciele, a nawet woźne.
- Będę musiał - mówi Wiesław Kłos, dyrektor Zespołu Szkół w Kąkolewnicy. - Do strajku przystąpią dziś moi wszyscy pracownicy: ponad 70 osób. A ja mam obowiązek zapewnić uczniom opiekę i bezpieczeństwo. I zrobię to. Mam pewien pomysł, ale nie zdradzę jaki.
Pod opieką Kłosa może być dzisiaj ponad pół tysiąca uczniów gimnazjum, szkoły podstawowej i przedszkola, bo tyle uczy się w całym zespole. Może być ich mniej, jeśli rodzice nie zdecydowaliby się wysłać dzieci na zajęcia. Ale na to się nie zanosi. - Skoro dyrektor gwarantuje opiekę, to czemu mam nie wysłać córki - tłumaczy Mariola Kowalczyk. - Tym bardziej że nie mam z kim jej zostawić.
Podobny kłopot ma wielu rodziców. - Musiałabym brać urlop w pracy, żeby zająć się dzieckiem. Nie ma mowy. Wysyłam syna do przedszkola - mówi pani Ilona z Kraśnika. - Dlatego my popieramy strajkujących, ale sami pracujemy normalnie - wyjaśnia Elżbieta Gorczyca z przedszkola nr 1 w Kraśniku. - Chodzi o dobro dzieci.
- A u nas strajk będzie, ale dzieci nie ucierpią - podkreśla Krzysztof Staruch, dyrektor Zespołu Placówek Oświatowych w Kraśniku, w skład którego oprócz szkoły podstawowej (gdzie uczy się 290 uczniów) wchodzi także przedszkole (ze 125 przedszkolakami). - W zapewnieniu im opieki pomogą stażyści. Rodzice mogą być spokojni.
W całym regionie do strajku przystąpi dziś ponad 30 tysięcy pracowników oświatowych z ponad 70 proc. placówek: od przedszkoli po szkoły ponadgimnazjalne. Domagają się podwyżek płac, zachowania dotychczasowych uprawnień emerytalnych i Karty nauczyciela. Nauczyciele przyjdą do szkół, ale powstrzymają się od pracy. Uczniami będą musieli zająć się dyrektorzy szkół.