Jedenaścioro niepełnosprawnych dzieci z Sosnowicy i okolicznych wsi, dostało wilczy bilet. Mają się uczyć w domu.
- Do szkółeczki, do szkółeczki - Gosia z zespołem Downa przez całe wakacje wystawała przed bramką szkoły. Teraz siedzi w domu.
Ich dzieci korzystają z indywidualnego nauczania. Są chore - np. cierpią na zespół Downa, albo nadpobudliwe choć całkiem sprawne intelektualnie. We wszystkich opiniach psychologiczno-pedagogicznych mają zalecenie: indywidualne nauczanie, ale konieczne przebywanie w środowisku szkoły. Chodzi o terapeutyczny kontakt z rówieśnikami.
To Henryk Wyszyński, dyrektor podstawówki i gimnazjum, postanowił, że grupka uczniów po wakacjach nie wróci do szkoły i ma się uczyć w domach. - Decyzję powziąłem zgodnie z przepisami. Dla dobra dzieci i szkoły. Chcę tę sprawę unormować, zleciłem nauczycielom przygotowanie programu i zobaczymy, jak to się ułoży. Dzieci będą uczone w domu i będą też w szkole, jak nauczyciel ustali. Proszę nie wywierać na mnie presji. Nie będzie tak, że dziecko będzie biegało po korytarzu, kto za to weźmie odpowiedzialność? W zeszłym roku dziecko poszło do toalety i wyrwało kable!
Rodzice nie chcą się z tym pogodzić. - Nie wyobrażam sobie, żeby mój Przemek miał być odizolowany od normalnego środowiska. Za co? - płacze matka nadpobudliwego ucznia.
Rodzice Gosi przez 11 lat ciężko pracowali na to, żeby dziewczynka doganiała swoich rówieśników. Gosia mówi czysto, czyta, śpiewa. - Zakaz bycia w szkole jest dla niej zamknięciem drogi rozwoju. Będzie jak w klatce.
Nauczyciele nie mogą protestować. - Nie wiem, jakie racje za tą decyzją przemawiają - mówi jedna z nauczycielek. - Nie wiem też, jak będziemy docierać do dzieci. Do niektórych domów nawet latem ciężko się dostać.