Pracownica sanepidu w Łosicach chciała firmowym kwasem azotowym wypalić perz na swojej działce. 20 litrowych
butelek ze żrącą substancją zostawiła bez opieki na polu. Zgodę na zabranie niebezpiecznej substancji z pracy dał jej kierownik.
Pojemniki znalazł na polu jeden z okolicznych rolników. Żrąca substancja leżała tuż przy drodze. Wczoraj powiadomił policję.
– Po zlikwidowanym laboratorium pozostały nam odczynniki – mówi Stanisława Ignaciuk, p.o. dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Łosicach. – Postanowiliśmy nieco zaoszczędzić na kosztach ich utylizacji. Wyraziłam więc zgodę, aby koleżanka wzięła przeterminowany kwas do wypalenia chwastów. Jest chemikiem, umie się z nim obchodzić.
Strażacy zabrali wczoraj butelki z kwasem i przewieźli je do Komendy Powiatowej Policji w Łosicach. Sprawą zainteresował się już zastępca wojewódzkiego inspektora sanitarnego. Resztkę odczynników zlecił przekazać do zakładu utylizacji w Siedlcach.
– Gdyby kwas dostał się w ręce dziecka, mogłoby to się skończyć tragedią – mówi Monika Jakubiak z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie. – Pewnie będą jakieś konsekwencje służbowe. Może pouczenie lub nagana. Czekamy na wyjaśnienia pisemne od pracownicy z Łosic. (pim)