Aż w 71 proc. sklepów i hurtowni wykryli nieprawidłowości inspektorzy, którzy szperali w zamrażarkach z rybami i owocami morza. Co stwierdzili? Że płacąc za rybę dostajemy zamrożoną wodę, a kupując dorsza nie zawsze wychodzimy z tym, o co prosiliśmy.
Naciąganie klientów zaczyna się nierzadko już u producenta, który potrafi na etykiecie wciskać kit w postaci wody. Chodzi o glazurę, czyli otoczkę z zamrożonej wody na produkcie. Tam, gdzie etykieta informowała, że produkt zawiera 5 proc. glazury, w rzeczywistości było jej 16,9 proc. To nie był odosobniony przypadek, bo w raporcie Inspekcji Handlowej jest ich więcej. Np tam, gdzie jedna piąta „ryby” miała być glazurą, okazało się, że wody jest aż 35 proc. Po rozmrożeniu widać efekty. Przykład? Etykieta obiecuje, że zostanie nam 800 gramów ryby, a zostaje niecałe 730 gramów.
Bez winy nie są też sklepy, gdzie mrożone ryby sprzedaje się luzem. W wielu z nich w ogóle nie ma informacji o tym, że ryby i owoce morza pokryte są glazurą. A jeśli taka informacja jest, to też nie zawsze prawdziwa. Tam, gdzie obiecywano tylko 10 proc. wody, tak naprawdę było jej dwa razy więcej. Zdarza się też, że data minimalnej trwałości w dziwny sposób znika ze zbiorczego opakowania, z którego mrożonki trafiają na sklepową wagę.
Co gorsza wcale nie możemy być pewni, że prosząc o zważenie konkretnej ryby dostaniemy to, co zamawialiśmy, bo zdarzają się także perfidne kłamstwa.
– Podawano błędną nazwę ryby, np. pod nazwą „dorsz” sprzedawano czarniaka, a jako „filety z soli” oferowano filety z limandy żółtopłetwej – informuje Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. W rolę soli wcielała się też flądra.
Tymczasem czarniak to tylko kuzyn dorsza. Odróżnić je można po nazwie łacińskiej: dorsz to gadus morhua, podczas gdy nazwy innych ryb z tej rodziny zaczynają się od słowa pollachius. Łacińskie nazwy powinny być podane przy każdej rybie, ale niestety nie są. To kolejna z uwag inspektorów.
Następne nieprawidłowości wyszły na jaw w laboratoriach, gdzie zakwestionowano niemal 40 proc. badanych partii towaru. – Najczęściej w produktach mrożonych kwestionowano niewłaściwy wygląd, zapach, konsystencję i niedokładne oczyszczenie filetów, w których znajdowały się ości, a w filetach ich być nie powinno – podkreśla Dariusz Łomowski z UOKiK.
Ale to bardzo łagodne określenia. W raporcie Inspekcji Handlowej są bardziej szczegółowe opisy: od papkowatej konsystencji, przez gnilny zapach produktów po... pozostawione fragmenty jelit.
UOKiK radzi:
Ryby i owoce morza muszą być oznakowane nazwą polską i łacińską. Bezwzględnie wskazana musi być metoda produkcji (złowione, wyhodowane), obszarze połowu lub kraju hodowli. Konsumenta należy bezwzględnie poinformować, czy ryba jest glazurowana. W przypadku glazurowanych ryb sprzedawanych luzem, w miejscu sprzedaży musi być informacja o procentowej zawartości glazury. W przypadku paczkowanych podana musi być masa ryby po jej rozmrożeniu. UOKiK radzi, by omijać ryby mające więcej niż 10 proc. glazury.