Wczoraj sąd aresztował trzeciego mężczyznę podejrzanego o zamordowanie Pawła Marzędy z Lubartowa.
- Wszystko wskazuje na to, że to już wszystkie osoby zamieszane w zabójstwo - mówi Andrzej Lepieszko, zastępca prokuratora okręgowego w Lublinie.
Prokuratura ujawniła wczoraj, że do zbrodni doszło w Koloni Pałecznica pod Lubartowem, gdzie młody Marzęda budował warsztat elektroniki samochodowej. 6 lipca przyjechali tam Krzysztof P., Paweł G. i Robert W. Zabili swoją ofiarę uderzeniami młotka w skroń. Potem wywieźli ciało Pawła jego oplem pod Juliopol. Zwłoki ukryli w wykopanym wcześniej dole. Auto porzucili w Lublinie.
- To świadczy, że zabójstwo było zaplanowane - dodaje prokurator Lepieszko.
Kilka godzin po zabójstwie Krzysztof P. przyjechał do domu Marzędów. Przyprowadził drugi samochód Pawła. Nazajutrz przekonywał jego rodzinę, by nie zawiadamiała policji o zaginięciu syna. - Omal mi nie wyrwał słuchawki, jak chciałam zgłosić zaginięcie - opowiada A. Marzęda. - Mówił, że syn "pojechał na laski”.
Po zabójstwie mieszkanie Pawła odwiedził także Paweł G.
Wciąż nie wiadomo co było motywem zbrodni. Prokuratura wspomina o jakichś rozliczeniach. Żaden z podejrzanych nie przyznał się do zabójstwa. Wiadomo jednak, że któryś z nich opowiedział o roli w morderstwie swoich kompanów. Kilka dni temu przywieźli tego mężczyznę na wizję lokalną do Koloni Skrobów.
Śledczy zlecili przeprowadzenie wielu ekspertyz śladów pozostawionych przez zabójców. Na wyniki trzeba będzie poczekać kilka miesięcy. Prawdopodobnie wszyscy podejrzani trafią na obserwację psychiatryczną.