Pani Maria z Lublina przygarnęła bezpańskiego psa. Przez dwa dni szukała dla niego schroniska. Musiała skłamać, żeby znaleźć dla zwierzęcia przytułek.
Na próżno szukała numeru do miejskiego schroniska przy ul. Metalurgicznej w Lublinie. Nie mają tam stacjonarnego telefonu. Z pomocą Straży Miejskiej wreszcie się dodzwoniła na komórkę. Kiedy przyznała się, że znalazła psa pod miastem, usłyszała stanowcze "nie”, bo "my bierzemy tylko psy znalezione w mieście”. Odesłano ją do Urzędu Gminy w Niemcach.
Tam kobieta dowiedziała się, że gmina może zająć się jedynie psem kalekim lub groźnym. - To co, mam go okaleczyć, żebyście go wzięli? - spytała. A urzędniczka na to: "Trzeba było nie znajdować.”
Zadzwoniliśmy do UG w Niemcach. - To nie nasza sprawa, u nas nie ma schroniska - zbywa nas Anna Czyżyk z Wydziału Gospodarki Komunalnej. - Może schronisko w Nowodworze pod Lubartowem go przyjmie. Ale za to trzeba zapłacić - ostrzega.
Tymczasem w Nowodworze przyjmują tylko psy przywiezione przez Straż Miejską, albo przekazane przez gminę. - Od zwykłych ludzi nie bierzemy. W urzędzie w Niemcach proszę zgłosić sprawę. I to oni powinni nam przywieźć psa i zapłacić 400 zł - mówi Adam Szumiło, współwłaściciel schroniska. - Ale nie zapłacą, bo nie podpisali z nami umowy.
- Nie mamy umowy, bo nasza gospodarka komunalna jeszcze jej nie przygotowała - przyznaje Stefan Czyżyk, wójt Niemiec (prywatnie mąż Anny Czyżyk). - Nadrobimy to. Ale jak człowiek znajduje psa, to najlepiej niech sam go odstawi i zapłaci. Bo skąd mamy wiedzieć, że zwierzę jest od nas?
- To tragiczna sytuacja. Psy spod Lublina skazane są na to, żeby źle skończyć, bo nikt się nimi nie chce zająć - przyznaje prof. Halina Kowalska-Pyłka, szefowa lubelskiego Animalsa. - Co zrobić w takiej sytuacji? Niektórzy uciekają się do kłamstwa…
Tak właśnie zrobiła pani Maria. - Odczekałam kilka godzin i ponownie zadzwoniłam na Metalurgiczną. Skłamałam, że znalazłam psa w Lublinie. Pozwolili mi go przywieźć.