Bezpłodne pary z Lublina mogą dostać szansę na miejskie dofinansowanie do zabiegu zapłodnienia in vitro. Prośbę o uruchomienie takich dopłat poparła Rada Miasta, a prezydent ogłosił, że zaproponuje przeznaczenie na ten cel konkretnej kwoty z budżetu Lublina. Jak dużej? To się dopiero okaże
O wprowadzenie dopłat upomniała się nieformalna grupa kobiet, które napisały petycję, zebrały pod nią podpisy i zaniosły radnym.
– Zależy nam na możliwości dofinansowania procedury in vitro przez miasto – przekonywała radnych Magdalena Bielska, współautorka petycji. Procedura medyczna jest równie skomplikowana, co droga, a nie każda para może wydać 10 tys. zł. – Problem niepłodności dotyczy coraz większej liczby par, w tym młodych ludzi, którzy mają jeszcze problemy finansowe.
Prezydent za dopłatami
Jeszcze kilka lat temu do zabiegów dopłacało państwo, ale z tego zrezygnowało. Od tamtej pory wiele samorządów wprowadziło własne systemy dopłat. Autorki petycji prosiły, aby zrobił to również Lublin. Prezydent zapowiedział, że wpisze odpowiednią kwotę na listę miejskich wydatków.
– Jeśli nie znajdzie się w projekcie budżetu, który przedstawimy w listopadzie, a będziemy chcieli uchwalić w grudniu, to w trakcie roku będzie ona sformułowana i zaproponowana jako poprawka – zadeklarował Krzysztof Żuk. Nie podał konkretnej kwoty, tylko stwierdził, że będzie wynikała ze strategii zdrowotnej miasta, do której ma być dopisany program dopłat do in vitro. – W strategii musi być doprecyzowana kwota, która będzie realnym wsparciem potrzebujących rodzin. I taką kwotę zapewnimy.
W tym samym czasie, gdy prezydent składał deklaracje dziennikarzom, w sali obrad radni spierali się nad petycją nieformalnej grupy kobiet.
Ostry spór w radzie
Większość rady uznała petycję za zasadną. Poprzedziła to długa dyskusja dzieląca salę na dwa obozy. Za dopłatami byli radni klubu prezydenta Żuka, przeciwko głosowali radni PiS.
Ze strony PiS padło m.in. pytanie o to, kto miałby korzystać z programu. Wątpliwości wzbudziło słowo „para”. – O jakiej parze osób mówimy? – pytał radny Tomasz Pitucha (PiS). – Czy będzie to np. para małżeńska, czy niezwiązana ze sobą formalnie, czy para osób tej samej płci?
– To nie jest metoda leczenia bezpłodności, to metoda sztucznego zapłodnienia – mówił radny Marcin Jakóbczyk (PiS), oceniając in vitro jako eksperymentowanie na ludziach. – Trudno nie dostrzec manipulacji człowiekiem w samym momencie jego zaistnienia.
– Mówimy nie o eksperymentach, ale nauce – odpowiadała Maja Zaborowska (klub Żuka) i podkreślała, że z metody in vitro może skorzystać tylko para kobiety i mężczyzny. – Na świecie przez 40 lat w wyniku zastosowania metody in vitro urodziło się ponad 8 mln dzieci – przekonywał jej klubowy kolega Dariusz Sadowski.
– In vitro nie jest metodą obowiązkową. Jeśli ktoś uzna, że jego światopogląd mu na to nie pozwala, to z niej nie skorzysta – skwitowała Anna Ryfka (klub Żuka). – Jeżeli będziemy to finansować ze środków publicznych, to będą płacili wszyscy. I ci, którzy mają wątpliwości moralne – ripostował radny Stanisław Brzozowski (PiS).
15 radnych za dopłatami
– Co z prawem do szczęścia i życia dzieci zamrożonych w ciekłym azocie? – dopytywał Krzysztof Kasprzak z fundacji Życie i Rodzina, dopuszczony do dyskusji na prośbę radnych PiS. Obawy budziło to, że wszczepia się jedynie część zarodków, a resztę zamraża. – Po 20 latach te dzieci są zabijane – mówił Piotr Gawryszczak, szef klubu radnych PiS.
– Po 20 latach zarodek jest przekazywany do dawstwa z mocy prawa, a kolejka czekających jest dłuższa, niż liczba zarodków – tłumaczył tymczasem radny Bartosz Margul (klub Żuka). Przypominał, że metoda in vitro jest szansą na potomstwo także dla kobiet walczących z rakiem, które mrożą zarodek przed leczeniem odbierającym szanse na potomstwo. – Spójrzcie im w oczy i powiedzcie, że będziecie przeciw.
15 radnych poparło petycję, 11 było przeciw, a 3 wstrzymało się od głosu
Będą kolejne głosowania
Czwartkowe deklaracje radnych oraz prezydenta nie oznaczają jeszcze uruchomienia dopłat do in vitro. Najpierw w Ratuszu muszą zostać określone zasady programu, które później musi zaakceptować Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. Potem konieczne będzie jeszcze zatwierdzenie programu przez Radę Miasta i zabezpieczenie przez nią odpowiedniej kwoty w budżecie Lublina.