Rozpoczął się proces 22-latki, oskarżonej o zabójstwo swojego dziecka. Po porodzie Agata F. zawinęła córeczkę w ręcznik, włożyła do pieca i spaliła. Dwa dni później bawiła się na weselu.
– Bałam się, że dziecko pokrzyżuje mi plany na przyszłość. Chodziło o dokończenie studiów i znalezienie pracy. W sierpniu miałam się bronić. Dobrze mi szło – tłumaczyła śledczym Agata F. W środę, podczas rozprawy w Sądzie Okręgowym w Lublinie nie przyznała się do zabójstwa swojej córeczki. Zapewniała, że dziecko urodziło się martwe.
– Przyznaję się tylko do podpalenia i ukrycia dziecka – oświadczyła Agata F., po czym odmówiła składania wyjaśnień.
Proces dotyczy wydarzeń, do których doszło w czerwcu ubiegłego roku w Majdanie Kozłowieckim, niedaleko Lubartowa. Agata F. mieszkała tam z rodziną. Studiowała na jednej z lubelskich uczelni. Od listopada spotykała się z mieszkającym niedaleko chłopakiem.
– Myślałem, że to kobieta mojego życia. Chciałem się z nią ożenić. Planowałem wesele – zeznawał w sądzie Rafał M. – Rozmawialiśmy też o dzieciach. Powiedziałem, że chciałbym w niedalekiej przyszłości. Nie pamiętam, jak zareagowała.
Zarówno podczas śledztwa, jak i w czasie procesu mężczyzna zapewniał, że nie miał pojęcia o ciąży partnerki. Przyznał jednocześnie, że regularnie współżyli ze sobą niemal do samego porodu. - Widziałem, że ma malutki brzuszek. Myślałem, że się jej przytyło. Ufałem jej – zapewniał Rafał M. – Kiedyś zapytałem ją o ciążę na Messengerze. Odpisała, że możliwe, ale potem, że jednak nie jest.
Agata F. urodziła w nocy ze środy na czwartek. Domownicy spali. Dziewczyna poszła do łazienki i nalała wody do wanny. - Wszystko trwało maksymalnie pół godziny. Nie bolało, nie krzyczałam – wyjaśniała śledczym 22-latka. – Dziecko wpadło do wody. Wyjęłam je. Było sine i nie oddychało. Trzymałam je na rękach jakieś 15 minut. Potem zawinęłam w ręcznik i włożyłam do kuchenki. Tam już były śmieci. Położyłam się obok. Byłam sama i nie widziałam, co robić.
Czwartek kobieta spędziła z chłopakiem u znajomych. Pojechała tam na rowerze. Oglądali mecz. Wieczorem oboje wrócili do jej domu. Uprawiali seks. W piecyku obok leżała martwa dziewczynka. – Agata na nic się nie skarżyła. Po wszystkim poszła do łazienki. Rano przyjechał po mnie kolega. Cześć, buzi, buzi i poszedłem – zeznał śledczym Rafał M.
Po wyjściu chłopaka, 22-latka spaliła ciało dziecka. - Zamknęłam drzwiczki i wyszłam, bo nie mogłam patrzeć – wyjaśniła później Agata F.
Piątkową noc spędziła u Rafała M. – Rano kolega ją odwiózł, a ja pojechałem po kwiaty i wino na wesele – tłumaczył Rafał M. Po południu oboje byli już na zabawie weselnej w Czemiernikach. Tam przyjechali policjanci i zatrzymali parę. Chłopak Agaty F. przekonuje, że dopiero wtedy dowiedział się o ciąży i porodzie.
Policjantów zawiadomili bliscy 22-latki. Rodzice od dawna podejrzewali, że córka jest w ciąży. Kiedy dziewczyna wyszła z domu, przeszukali jej pokój. W piecyku znaleźli zwęglone zwłoki dziecka.
– Nikomu nie przyznawałam się do ciąży, chociaż rodzina mnie pytała. Mama proponowała lekarza. Rodzice nie mieli nic przeciwko Rafałowi – wyjaśniała później Agata F.
Nie znaleziono dowodów potwierdzających, by córka studentki urodziła się martwa. Prokurator przyjął więc, że dziecko było zdrowe i zdolne do samodzielnego życia. Stąd zarzut zabójstwa. Przemawia za tym również zachowanie Agaty F. przed porodem. Kobieta szukała w sieci informacji o sposobach na wywołanie poronienia. Nie korzystała z pomocy lekarza i nikomu nie mówiła o ciąży.
– Za drugim razem zachowałabym się inaczej – przyznała śledczym Agata F. – Żałuję, że oceniłam, że dziecko nie żyje. Nie wezwałam pogotowia. Nie przyznałam się do ciąży choć wiedziałam, że rodzina mi pomoże.
Rodziców i siostry Agaty F. nie było na sali rozpraw. Przesłali do sądu oświadczenia, których odmawiają składania zeznać w sprawie córki.