Od dzisiaj w baraku nr 52 znów można oglądać wystawę obuwia ofiar obozu koncentracyjnego. To jeden z ważniejszych projektów, które w ostatnich latach realizowało Państwowe Muzeum na Majdanku.
A chodzi o – bagatela – 266 tysięcy sztuk. Sama dezynfekcja kosztowała prawie 100 tys. zł. – W ub. roku braliśmy udział w projekcie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego i dostaliśmy dotację na ten cel (połowę potrzebnej kwoty, resztę dołożyło samo muzeum – red.) – wyjaśnia Kowalczyk.
Buty zostały przewiezione do Archiwum Państwowego Dokumentacji Osobowej i Płacowej w Milanówku. Tam jest specjalna komora przeznaczona do dezynfekcji takich reliktów.
To jednak nie koniec, bo po powrocie do Lublina buty zostały oczyszczone, posegregowane i przeliczone. – Rękoma naszych pracowników – zaznacza Kowalczyk. – Ale też przy dużym udziale wolontariuszy m.in. z Niemiec, Wielkiej Brytanii i Ukrainy, którzy w lipcu pomagali we wkładaniu obuwia do gablot.
Pozostałe 30 tys. reliktów? – To różne przedmioty znalezione na terenie dawnego obozu – wyjaśnia Kowalczyk. – Np. rzeczy, które przywozili ze sobą więźniowie: szczoteczki do zębów, maszynki do golenia, zawieszki z nazwiskiem przyczepiane do bagażu. Mieli to wszystko ze sobą, bo myśleli, że jadą do pracy.
Sporo jest też ubrań: cywilnych, wojskowych i obozowych. Są relikty, które zostały po samym obozie: prycze, tablice czy nawet narzędzia terroru, jak np. pejcze. Są też numery więźniów. Każdy z nich otrzymywał swój numer napisany na fragmencie materiału, a także na niewielkiej blaszce. Większość z tych reliktów można oglądać na muzealnych wystawach.